05/10/2022

Kolonizacja i ewangelizacja

Buenos dias!

Jednym z pierwszych zakonów, który przybył na ziemie dzisiejszego Meksyku wraz z hiszpańskimi konkwistadorami byli franciszkanie i mercedariusze. Nieco później pojawili się dominikanie, jezuici i augustianie. Szczytny zapał misyjny realizowany był w dwojaki sposób: albo z pasją i wiernością wartościom ewangelicznym, które u swoich podstaw zakładają dobro, krzewienie braterstwa i jedności opartej na wspólnym dialogu, zrozumieniu inności i wychodzącej naprzeciw potrzebom innego człowieka bądż grup ludzi, albo w sposób nacechowany dominacją, postrzeganiem innych jedynie jako przedmiotu do osiągnięcia jakiegoś celu. 

W XVI w. nie brakowało obydwu tych postaw w pierwszych ewangelizatorach Ameryki Środkowej. Zła nie można usprawiedliwiać. Można jedynie przyznać się do jego uczynienia, żałować, poprawiać, uczyć na błędach i pokutować. Zło jest zawsze bardziej krzykliwe niż dobro, które często realizuje się w ciszy i jest niezauważalne albo wręcz pomijane przez świat.

Niezaprzeczalną prawdą historyczną są przypadki łamania przez ludzi Kościoła podstawowych praw ludności, duchowa przemoc i pycha, przestępstwa przeciw kulturze i wiele, wiele innych czynów, które napisały czarne karty historii ewangelizacji ziem Ameryki Łacińskiej. Wysunięta przez Cortesa idea-fix zbudowania na obcej ziemi wspaniałego imperium Nowej Hiszpanii zakładała też udział Kościoła. Poprzez ścisłe układy z ówczesnymi rządami Hiszpanii, stał się jednym z podstawowych narzędzi, które miały pomóc w całkowitej dominacji obcych cywilizacji nieznanych, dalekich ziem. Korona Hiszpańska umożliwiała szybki rozwój administracji kościelnej na tych terenach, wspierała tworzone ośrodki misyjne, ale w zamian wymagała wierności przyjętej przez nią polityki zawłaszczania nowych terytoriów. Zgodnie z tym zamysłem misjonarze mieli za zadanie głosić rdzennej ludności normy społeczno-kulturalne narzucane przez Koronę. Brak cywilnej odwagi wielu zakonników powodował, że przymykali oczy albo nawet wspierali dzieło wyniszczenia przez konkwistadorów miejsc odwiecznego kultu autochtonów, obiektów religijnych i kulturalnych, indiańskich kodeksów, posągów, itd. Nie była to inicjatywa Kościoła, choć niektórzy jego przedstawiciele gorliwie ją wspierali i współpracowali w jej realizacji. Na szczęście, byli również ci, którzy stanowczo protestowali przeciwko strategii kolonizacyjnej Hiszpanów. Akcentowali godność każdego człowieka, równouprawnienie, wspierali edukację, szkolnictwo oraz opiekę medyczną, konserwowali zabytki kultury i nauki indiańskiej, opowiadali się też otwarcie przeciwko brutalnej strategii kolonizacyjnej wobec rdzennych ludów meksykańskich. Do dzisiaj, wędrując po Meksyku, wiele kościołów czy zachowanych pozostałości dawnych, wspaniałych cywilizacji Mezoameryki to zasługa franciszkanów. Nie jest przypadkiem, że wiele miast meksykańskich ma w swojej nazwie imiona związane z tradycją franciszkańską, np. San Francisco de los Romo, San Francisco de Conchos, San Francisco Mexico, San Francisco de Campeche, i wiele innych.

Już w roku 1524 na kontynent amerykański przybyła wraz z konkwistadorami grupa franciszkańskich misjonarzy, których nazwano 12 Apostołami Meksyku. Odrzucili propozycję zbrojnej eskorty konkwistadorów i na piechotę, przemierzając nieznane tereny i goszcząc w indiańskich wioskach, wyruszyli w głąb kraju, z Veracruz do Tlaxcala i dalej do Meksyku. Takie działanie było znakiem dla ludności tubylczej, ale też i dla Hiszpanów, że wybierają całkiem odmienny od narzucanego przez nich, styl ewangelizacji. Pięć lat później przybyła inna grupa, tym razem wykształconych w różnych dziedzinach wiedzy zakonników (muzykolog, prawnicy, kronikarz, znawcy języka nahuatl, misjolog) , którzy założyli prężne centra misyjne w mieście Meksyk, Texcoco, Tlaxcala oraz Huejotzingo. W wyniku przybycia kolejnych misjonarzy i wzrastającej liczby ochrzczonych Indian, utworzona została prowincja Santo Evangelio - struktura administracyjna, która już w końcu XVI w. obejmowała 64 konwenty.

Mentalność duchownych niewiele zmieniła się na przestrzeni wieków. W Kościele do dziś dnia w kwestii duszpasterskiej sukces mierzy się ilością wiernych w kościele na Mszy, procesjach czy nabożeństwach. W czasie kolonialnym takim sukcesem była jak największa liczba „nawróconych” i ochrzczonych tubylców. Statystyki ochrzczonych w tym czasie, nawet gdy znacznie zawyżone by podkreślić ów „sukces”, są zdumiewające. Niejaki Toribio de Benavente Motolinia OFM kalkulował, że w latach 1521-1537 ochrzczono 4 miliony meksykańskich Indian! W listach niektórych ewangelizatorów znajdują się zapiski (nasycone „ewangeliczną” dumą przechwałki?), iż dziennie udzielali chrztu nawet 14 tys. Indianom. Rodzi się jednak wątpliwość nad takim działaniem. Chrzest może być tutaj pojęty nie jako sakrament, ale sprawcza czynność magiczna. Pozostaje zapytać o jakość i ugruntowanie wiedzy o nowej religii chrześcijańskiej (doktrynie, która jest fundamentem religii), nie wspominając troski o odpowiednie przygotowanie w kwestii mentalności. Katechumenat w tym czasie nie istniał, albo sprowadzał się do poznania najbardziej podstawowych prawd wiary. Nie dziwią więc liczne problemy, z jakimi zmagał się Kościół w dziedzinie nie tylko ewangelizacji, ale również inkulturacji. To jednak, z czym nie dawali sobie rady misjonarze, stało się dziełem interwencji Boga, który przez objawienia na wzgórzu Tepeyac oraz ikonę Guadalupany, zjednoczył w niej dwie różne kultury, i to nie na zasadzie synkretyzmu, lecz autentycznego kultu bazującego na wzajemnym poszanowaniu i zrozumieniu wiary jako wspólnego bogactwa i oparcia w życiu.

Rozmawiając z Meksykanami o konkwiście, różne są opinie na jej temat. Wielu nie zastanawia się nad tą kwestią historyczną, a przecież od niej również zależy obecny status państwa meksykańskiego. Refleksja nie tyle nad datami, co nad mechanizmami takich a nie innych poczynań historycznych pozwala zauważyć błędy i niedociągnięcia, oraz zweryfikować je na poziomie społeczeństwa, relacji międzynarodowych, ale także na płaszczyźnie osobistego życia. Wielu twierdzi, że trzeba dziękować Bogu, że Meksyk podbijali Hiszpanie, a nie angielscy kolonialiści, którzy byli prawdziwymi agresorami i niszczycielami innych kultur. Niemniej, ingerencja obcego państwa w życie mieszkańców innego, brutalne próby zawłaszczenia, ograbienia i zdominowania nie mogą być usprawiedliwione i traktowane jako dobro łaskawie uczynione dla innych. Siłowe narzucanie własnej kultury i realizacje pomysłów na kształt danego miejsca, bez żadnego nawet pytania o zgodę jego mieszkańców, jest cywilizacyjnym przestępstwem.


Chwiejnym krokiem

  Buenos dias! Alkoholizm jest chorobą, która bazuje na uzależnieniu od alkoholu. Staje się problemem wpisywanym w poziom zdrowia publiczne...