01/11/2022

Pomuch: miejsce, gdzie zmarli wychodzą ze swoich grobów

Buenos dias!
Przemierzając jukatańską trasę z Campeche do Merida, natknąć się można na niewielkie miasteczko Pomuch. Słynie ono z kultywowanej tam po dziś dzień pradawnej, majańskiej tradycji związanej z obchodami czasu Dia de Muertos, który w całym Meksyku jest obchodzony w wyjątkowy sposób. Dawne wierzenia oraz kultywowane tradycje przodków mieszają się z tradycjami chrześcijańskimi, które w czasie kolonialnym wcielali na ziemiach meksykańskich hiszpańscy konkwistadorzy.

Niech żyją umarli!

Dla nie wtajemniczonych turystów i obserwatorów z zewnątrz radosne i barwne obchody Dnia Zmarłych w Meksyku są tylko ciekawostką, jakimś spektaklem, czy też hucznym i kolorowym show. Zupełnie inne spojrzenie na to święto zyskuje się wtedy, kiedy ktoś poczyni trud poszukiwań jego korzeni oraz istoty. Kto spróbuje zrozumieć znaczenie Dia de Muertos zarówno dla kultury, społeczności, jak i pojedynczego człowieka. Barwne fotografie, plastyczne opisy w gazetach i sensacyjne, nasycone dynamiką filmy są jedynie pewną reklamą święta, za którym ukrywa się znacznie głębsze przesłanie. Dzisiejszy odbiorca zazwyczaj przyjmuje podawane efektywnie treści nie podejmując wysiłku ich weryfikacji. Poprzestaje na nich, nie szukając ich pogłębienia. A szkoda, bo w pięknie zdobionej skrzynce można czasami odnaleźć prawdziwy skarb, który potrafi nawet odmienić ludzkie życie.

Nadrzędnym elementem wspólnym dla wiary rdzennych Indian i chrześcijaństwa jest głęboka wiara w życie pośmiertne. To ona łączy synkretyczne obchody Dia de Muertos. Wiara ta była różnie wyrażana w rozmaitych rytuałach, zwłaszcza religijnych. Także pozostałe relikty świadczą o tym, iż wiara w nieśmiertelność przenikała wszystkie aspekty życia dawnych mieszkańców Mezoameryki, ich religię, kulturę, sztukę, itp. Mitologia wskazywała na istnienie podziemnego świata zwanego Mictlan, dokąd wędrują dusze po śmierci. Królestwo to miało swoich władców oraz określone warunki przedostania się tam. Stanowiło swego rodzaju miejsce przeznaczone dla umarłych. Obchodzony czas świętowania Dnia Zmarłych to czas przypominający o tej podstawowej prawdzie życia, które nie kończy się wraz ze śmiercią człowieka. Dla żyjących na ziemi to także okazja do wspomnienia i uczczenia bliskich zmarłych, którzy przebywają poza ziemskim światem. Takie pojęcie święta łączy indiańskie wierzenia z chrześcijaństwem, które od początku swojego istnienia podkreśla w swoim Credo wiarę w życie wieczne a także możliwość modlitewnej łączności ze zmarłymi. Dla potomków rdzennych ludów meksykańskich Dia de Muertos to czas odwiedzin ich zmarłych. Święto rodzinne, które wskazuje na bliskość łączącą ludzi. Nie przerywa jej nawet śmierć. Może tylko troszkę oddala? Na szczęście, tylko na chwilę. Bo przecież każdy człowiek przejdzie w pewnym momencie na tę drugą, nieznaną stronę życia.

Śmierć w ruchu

Majowie, podobnie jak pozostałe plemiona przedkolumbijskie, postrzegali nieuniknioną konieczność umierania jako coś włączonego w życie człowieka. Indianie mawiali: ah cimil u uilal uinic ca zihi (człowiek rodzi się, żeby umrzeć). Życie i śmierć były to dwie splecione ze sobą nierozerwalnie rzeczywistości, które stanowiły pewną zasadniczą część ich zbudowanego na zasadzie kontrastów świata: życie-śmierć, chaos-porządek, światło-ciemność, niebo-podziemie, męskość-żeńskość, świat społeczny-świat dziki. To wszystko tworzyło system oparty na dynamizmie kosmicznym. Życie i śmierć były siłami sakralnymi, które znajdują się pomiędzy niebem oraz podziemiem. Niebo łączyło się z cykliczną wędrówką najwyższego boga Słońce. Z nieba pochodzi także deszcz, który użyźnia ziemię, żeby ta żyła. Można rzec: Niebo to symbol królowania życia. Przeciwną funkcję spełniało Podziemie, przestrzeń ciemności i śmierci. To z niej przychodzą na człowieka choroby i wszelkie zło. Ziemia, która znajduje się pomiędzy Niebem i Podziemiem, zawiera w sobie zarówno życie, jak i śmierć, próbując utrzymywać pomiędzy nimi harmonię. Majowie proponowali przeżyć życie najlepiej, jak to możliwe, dopóki człowiek przebywa ze swoim ciałem na ziemi. Śmierć była pojmowana potocznie jako ciężar nałożony na ludzką istotę przez bogów. Majowie bezsprzecznie wierzyli w nieśmiertelność ducha. Bezpośrednio po śmierci ciała, w zależności od rodzaju śmierci (naturalna, ofiarnicza, w wypadku, utonięcie, itp.) ludzkie dusze przechodziły do służby bogom w różnych miejscach. Miejsce przebywania zmarłych Majowie nazywali Xibalbá, „Miejsce Wyblakłych”.

Było to miejsce zamieszkałe przez „bezcielesnego” władcę śmierci, którego nazywano Ah Puch, albo Kisin, lub Yum Kimil. Nie był to bożek sympatyczny, przedstawiano go z rozkładającym się ciałem, półszkielet. Miał postać diabelską. Co ciekawe, uznawany był jednocześnie za bożka poczęcia i początku, chociaż stał w skrajnej opozycji do bożków płodności.

Odkurzanie kościotrupa

Pomuch jest najbardziej znanym miejscem, gdzie zachowała się prastara tradycja Majów dotycząca oczyszczania ludzkich kości. Ryt ten nazywany jest Limpieza de los Santos Restos, co można przetłumaczyć jako: „czyszczenie Świętych Pozostałości”. Jest to znak szacunku dla zmarłych przodków, symbol pamięci o nich i przywiązania. Oczyszczanie to posiada określony porządek, a więc jest to forma rytuału. Związany jest z czasem Dia de Muertos. Na niewielkim, miejscowym cmentarzu wydobywa się resztki kości zmarłych antenatów i z pomocą zestawu większych lub mniejszych pędzelków, dokładnie się je czyści. Ustalona jest nawet kolejność oczyszczania poszczególnych kości, począwszy od kostek stóp a skończywszy na czaszce. Całość wkłada się na powrót do niewielkich, drewnianych skrzynek, wcześniej wymoszczonych białymi, płóciennymi serwetami czasami przyozdobionymi haftowanymi wzorami. Procesowi temu towarzyszy skupienie oraz klimat indywidualnej, cichej modlitwy. Nie jest to jednak ścisłą regułą. Podczas czyszczenia wielu w rodzinnym gronie rozmawia i żartuje. W różnych kulturach na całym świecie taka czynność ukazuje wielką rolę procesu oczyszczenia duszy i zazwyczaj ma charakter ściśle religijny. Czystość jest potrzebna, ażeby wejść w nową, nieznaną rzeczywistość oraz stanąć jak najlepiej przygotowanym przed obliczem panteonu bóstw, czy Boga (co ma miejsce również w chrześcijaństwie). Oczywiście, dostrzec możemy wiele różnorakich form tego procesu oczyszczającego, które nawiązują do systemu wierzeń, codziennych praktyk religijnych, uwarunkowań kulturowych czy geograficznych.

Praktyki majańskie w Pomuch są też dodatkowo w pośredni sposób formą oswajania śmierci, co odgrywa esencjalną rolę zwłaszcza dla dzieci. Wchodzą one w klimat umierania jako w coś naturalnego; obecnego i przenikającego ich życie. To pierwsze spotkania z tym, co będą spotykać wiele razy, z różną intensywnością emocjonalnego i uczuciowego przeżywania. Nie jest to odarcie śmierci z jej tajemnicy, która do końca pozostanie swoistym tabu, ale przybliżenia się do niej, bez traumy i lęku.

Miałem okazję osobiście uczestniczyć w tej dawnej tradycji. Nie wydawała się czymś sensacyjnym ani dziwnym. Po prostu, był to inny niż powszechnie dzisiaj uznawany wyraz uhonorowania swoich zmarłych. Zadziwiało mnie z jakim pietyzmem jest celebrowany ten rytuał. Prawdopodobnie bezpośredni, dotykowy kontakt z resztkami bliskich dodatkowo zaspokaja w jakiejś mierze potrzebę żywego z nimi kontaktu, jest wyrazem tęsknoty za nimi, źródłem wspomnień i pamięci o wspólnie przeżytych, często bardzo radosnych (a wręcz żartobliwych) historii. Każda z najmniejszych nawet kostek dla czyszczących ją jest doskonale znana, wiedzą do którego zmarłego członka rodziny przynależała. Pytałem, słuchałem opowieści czyszczących, śmiałem się z nimi na wspomnienie komicznych wręcz sytuacji z życia, jakie każdy z nas posiada.

Pocmentarny deser

Po wizycie na cmentarzu, udałem się do pobliskiej ciastkarni, żeby poznać smak rarytasu związanego ze Świętem Umarłych, jakim jest Pan de Muerto, Chleb Umarlaka. Jak twierdzą w rejonie Campeche, podobno tutaj jest pieczony najlepiej. To rodzaj prostego, drożdżowego, słodkiego ciasta w postaci bułki, która przypomina naszą rozetkę. Zazwyczaj ozdobione na wierzchu dwoma krzyżującymi się paskami z tego samego ciasta, co ma przypominać skrzyżowane kości. Tak można najprościej opisać ten zaduszny smakołyk, którego na przestrzeni czasu spotkać można przynajmniej kilka modyfikacji i kombinacji smakowych.

A do ciastka można poczytać chociażby fragment jednego z wierszy potomka Majów, poety Juana Alvarez Perez pt. El frio sudor de la esperanza („Zimny pot nadziei”), który porusza tak bardzo obecną w twórczości wszystkich poetów tematykę istnienia, przemijania oraz śmierci:

przychodzi światło

pociesza moją śmierć

moje ciało staje się wolne od rosy

w zimnej i rozgwieżdżonej nocy

 (z tomu Jich ya xk'ayin te lajele, „Tak śpiewa śmierć”)


Chwiejnym krokiem

  Buenos dias! Alkoholizm jest chorobą, która bazuje na uzależnieniu od alkoholu. Staje się problemem wpisywanym w poziom zdrowia publiczne...