19/10/2022

Światłocień maczety

Buenos dias!

Przedmiot ten towarzyszy wielu Meksykanom przez większość dnia. Mierzy zazwyczaj 50-60 cm, zależy do czego jest przeznaczony. Z jednej strony posiada zaokrąglone ostrze. Oczywiście, mowa o maczecie.

Krótka historia maczety

Dzisiaj maczety używa się głównie do prac, takich jak np. ścinanie trzciny cukrowej albo zbóż na polach. To popularne w całej Ameryce narzędzie przybyło na ten kontynent wraz z hiszpańską konkwistą jako narzędzie do pracy ale też i do walki. W XIX w. przekształcona forma maczety, utworzona z lżejszego metalu, była tańsza i bardziej efektywna dla wykonywanych prac. Stała się tak popularnym narzędziem, że w wielu wiejskich domach posiadano nawet kilka maczet. Rękojeści niektórych egzemplarzy pretendują do rangi dzieła sztuki: posiadają wyryte na ostrzu cytaty, trzonki w kształcie np. głowy konia. W komplecie towarzyszą im ozdobne, skórzane pochwy.

Z czasem maczeta nabrała również rangi symbolicznej. Ojcowie przekazywali ją swoim synom, kiedy ci dojrzewali i stawali się odpowiedzialni za rodzinę oraz dobytek. Był to jakby rodowy skarb, którego dumnie strzegli, a następnie wzorem swoich ojców, przekazywali swoim synom, synowie – wnukom, itd.

Tanecznie i z przytupem

W Gruzji istnieje słynny taniec z szablami, a w Meksyku – taniec z maczetami (bailes de los Machetes), zwany także „tańcem Indian z Chrześcijanami” (danza de Moros con Cristianos). Metaliczny dźwięk pocieranych o siebie ostrzy miesza się z rytmem wystukiwanym butami. Taki taniec popularny jest chociażby w rejonie Nayarit. Tańczą jedynie mężczyźni, bowiem maczeta to atrybut ich pracy oraz osobistej obrony. Żeby nie wykluczyć jednak kobiet, ich rola w tańcu jest bardziej statyczna. Właściwie ich zadaniem w tańcu jest podziwianie swoich mężczyzn, którzy pokazują w nim swoją determinację do pracy, zapewnienia dobrobytu rodzinie oraz swoją siłę. Jednak już same kolorowe, fantazyjne suknie kobiet przykuwają uwagę, pomimo iż w tańcu tym są osobami wyraźnie towarzyszącymi. Tańczy się zazwyczaj do muzyki, w której ważną rolę odgrywa dźwięk skrzypiec. Muzykę określa się jako Jarabe Nayarita, z wpływami muzyki kubańskiej, z elementami rdzennych tradycji indiańskiej oraz wpływów hiszpańskich. Tancerze ubrani są w szorty. obcisłą koszulę przepasaną czerwoną szarfą oraz chustkę na szyi, a na głowie kapelusz z krótkim rondem, czasami przepaskę. Stopy obute zazwyczaj w sandały. Ale istnieją też wersje w podkutych butach, zapewne współczesny dodatek dla uzyskania lepszego efektu. Taniec z maczetami znany jest w różnych konfiguracjach w stanie Jalisco, Chihuahua (gdzie tańczy się z maczetami w rytm Polki) oraz innych częściach Meksyku.


Medialnie i jowialnie

W 1924 r. w stolicy Meksyk ukazywał się dwutygodnik militarny zatytułowany „El Machete”. Początkowo dedykowane było rzemieślnikom, technikom, malarzom i rzeźbiarzom, a potem przebranżowało się w czasopismo meksykańskiej partii komunistycznej – Partido Comunista Mexicano (PCM); w nakładzie 3000 egz. przetrwało do 1938 r. Ilustracje do gazety tworzyli takie sławy grafiki meksykańskiej, jak José Clemente Orozco, Diego Rivera, czy David Alfaro Siqueiros.

El Machete Danny Trejo
Młodsze pokolenie może kojarzyć maczetę z filmem w reż. Roberta Rodrigueza pt. Machete, Tytuł pochodzi od przydomku głównego bohatera, w którego wcielił się  aktor rodem z Meksyku, grający ze względu na swój wizerunek zazwyczaj role wykolejeńców, Danny Trejo. Maczeta w tych filmach nie jest bynajmniej narzędziem pracy na roli, ale niebezpieczną bronią niosącą śmierć. Film stał się tak popularny, że nakręcono do tej pory trzy części: Maczeta (2010), Maczeta zabija (2013) i Maczeta zabija w kosmosie (2022). Nieco groteskowy, z dużą dawką humoru i oczywiście litrami przelewanej krwi. Filmowy bohater walczy nie tylko maczetami, ale bez wątpienia to jego ulubione narzędzie wprowadzania sprawiedliwości w świecie wokół niego.

Bardziej serio

Ale też niektórzy spoza branży filmowej też chwytają za maczety, które stają się w ich rękach naprawdę groźnym narzędziem niosącym śmierć. Albo przynajmniej budzącym postrach. Tysiące rdzennych Indian ze stanu Ciapas chwyciło w dłonie niebezpieczne sprzęty, i wypędzili ze swojego terenu zabójców, handlarzy narkotyków i członków niebezpiecznego gangu Los Herreros. Ta wojownicza grupa przyjęła rolę swego rodzaju bojówki obrony terytorialnej i nazwała się... El Machete. Po wypędzeniu przestępców na wielu murach miasta Pantelho sprayami wypisywano: „Niech żyje El Machete!” albo „Narcos out!”. To rodzaj policji, która chciała na własną rękę wyegzekwować sprawiedliwość. Zwłaszcza, że w swojej długiej historii Indianie z Chiapas nawet od rządu nie otrzymywali żadnej pomocy, tylko kolejne ciosy. Lub całkowitą obojętność na ich trudną sytuację życiową.

Maczety to popularne przedmioty w świecie meksykańskim, załatwiające trudne sprawy nie tylko na polu, ale i... w sypialni. Wiele razy z doniesień lokalnych gazet czy stacji radiowych na Jukatanie słyszałem wieści, że mąż w szale wściekłości maczetą ukarał niewierną żonę, a przy okazji jej kochanka. Egzotyczne narzędzie strachu?... Okazuje się, że i w Polsce były przypadki zatrzymań osób, które maczetami groziły bliskim, zastraszały albo dewastowały okolicę.

Z kolei gdzieś na wybrzeżach Karaibów uczyłem się niegdyś od lokalnego sprzedawcy przy plaży łupać maczetą kokosy. Niełatwe zadanie. Trzeba wiedzieć, gdzie i z jaką siłą uderzyć, ażeby wydobyć z wewnątrz nie tylko mleczko, ale także i wewnętrzną część tego orzecha. Skropiona świeżą limonką oraz posypana ostrym, sproszkowanym chili smakuje wyśmienicie!

A odnośnie maczety i kuchni, wędrując po ziemi meksykańskiej wiele razy spotykałem nazwy przydrożnych budek z jedzeniem fast food, bądź restauracji nazywanych „El Machete”. Po wizycie w nich, nawet tak groźna broń jak maczeta, zyskuje nadzwycaj smakowity wymiar.

Praktyczny gadżet

Autoportret z maczetą
Maczeta to ciekawy gadżet. Podczas jednej z moich wypraw dostałem w prezencie maczetę od Carlosa, dyrektora banku hodowców bydła z rejonu Tuxpan – Veracruz.
W dodatku w pięknym, skórzanym, tłoczonym, ozdobnym futerale. Pojawił się jednak mały problem: jak ją przewieźć? Można było próbować ukryć ją w bagażu, ale ryzyko utraty podczas kontroli celnej było spore. Maczeta sklasyfikowana jest bowiem jako broń. Carlos załatwił jakieś dokumenty, pozwolenia; wszystko opieczętowane, a było tego kilka stron! Dodatkowo trzeba było maczetę szczelnie zapakować, i na tym „opakowaniu” w odpowiednim urzędzie także postawiono kilka fantazyjnych pieczęci. Ale dzięki temu maczeta dotarła do celu. Czasami służyła mi do ćwiartowania mięsa albo ryb. A czasem karczowałem nią mój rajski ogród. Chociaż szybko i bujnie zarastał, nie był on jednak jak dżungla, przez którą bez maczety nie da się po prostu przejść. Dostrzegłem to dawno temu, kiedy po raz pierwszy napotkałem monumentalną, zieloną ścianę pełną dźwięku i życia, które znajdowało się za nią. Maczeta pomogła mi wejść w ramiona tego jakże kolorowego, tajemniczego i niebezpiecznego raju. Bo każdy raj ma przecież swoje zasadzki, które kryją się tuż za jego pięknem.

Może więc mądrością jest stwierdzić, że nie warto porywać się z maczetą na raj?


11/10/2022

Mitologia i ornitologia

Buenos dias!

Wartość skarbu nie zawsze należy mierzyć wielkością. Czasami coś małego, prawie niewidocznego, posiada wartość większą od czegoś ogromnego i monumentalnego. Takim małym skarbem, ale o wielkiej wartości, jest dla meksykańskiej kultury najmniejszy, migrujący ptak na świecie, koliber. Już w antycznej kulturze rdzennych Indian odgrywał ważną, symboliczną rolę, można powiedzieć nawet, że miała ona wymiar duchowy.

Kolibry to ptaki latające bezszelestnie, a ich metaliczne skrzydełka odbijają promienie słońca. W Meksyku istnieje aż pięćdziesiąt gatunków kolibrów. Są spotykane jedynie w obydwu Amerykach. Jest to ptak zadziwiający, co zapewne sprawiło, że stał się bohaterem mitologii meksykańskiej. Dziennie koliber potrafi odwiedzić ok. tysiąca kwiatów. Kolibry widzą każdy kolor, jaki widzą ludzie, a nawet więcej, gdyż ich oczy potrafią przetwarzać światło ultrafioletowe. Mogą unosić się w jednym miejscu, latać do przodu i do tyłu. W zależności od gatunku koliber może machać skrzydłami z szybkością 50 razy (a nawet 200!) na sekundę, dzięki czemu potrafi latać z prędkością większą niż 54 km/h. To tylko niektóre z ciekawostek z życia tych ptaków, a jest ich wiele więcej.

Majowie nazywali kolibra x ts’unu’um; tsut’u en hñä-hñü; w języku náhuatl natomiast huitzilin. W kosmogonii plemion prekolumbijskich ważną rolę odgrywał srogi bóg bitew zwany Huitzilopochtli, który narodził się z Coatliche, tuż przed jej zabójstwem przez dwóch synów. Imię Huitzilopochtli składa się z dwóch wyrazów: huitzilin, co oznacza „cenny cierń; kolec” oraz opochtli, co można przetłumaczyć jako „lewy; z południa”. Stąd imię bożka możemy przetłumaczyć jako „Koliber Południa” albo „Lewy Koliber”. Dlaczego te niepozorne ptaki dawnym Indianom kojarzyły się z bożkiem bitew? Powodem jest fakt, iż poprzez życiodajną dla nich potrzebę spijania nektaru z wielu kwiatów, muszą o nie walczyć; toczyć ze sobą wiele bitew. Trzeba też zauważyć, że nie są to stworzenia słabe, gdyż pomimo małych rozmiarów, w stosunku do niego mają niezwykle silną muskulaturę, największą spośród wszystkich zwierząt na ziemi.

Koliber to nie tylko mitologiczny symbol prowadzonych bitew, ale także i miłości. Swoją drogą, ona także zakłada w sobie walkę, a nawet wojnę: z sobą samym, otoczeniem, wojnę o rozbudzenie miłości w wybranej osobie. Niestety, fakt ten nie sprzyja życiu kolibrów. Do dziś dnia w obiegu są spreparowane, zabalsamowane kolibry, magicznie umieszczane w pobliżu tych, których chce się rozkochać. Mają one ponoć właściwości wzbudzania uczucia i to niezależnie od wieku, stanu społecznego czy płci. Maleńkie, ususzone kolibry można zobaczyć chociażby na popularnym targu (mercado) Sonora w stolicy. Smutny widok niewinnych martwych ptaków nie ma dla mnie osobiście nic wspólnego z miłością.

Mitologia majańska nadaje wielkiego znaczenia kolibrom, nadając im ważna znaczenie dla międzyludzkich kontaktów. Według wierzeń Majów każde drzewo, każdy kamień i każde stworzenie od momentu swojego istnienia mają przypisane swoje zadanie. Bogowie myśleli, komu powierzyć bardzo ważne zadanie: przenosić pragnienia i myśli z jednego miejsca w inne, także pomiędzy wszystkimi i każdym z osobna spośród stworzonych bytów. Dlatego postanowili stworzyć nową istotę. W tym celu wzięli kawałek kamienia (cennego jadelitu) i uformowali z niego malutką strzałę. Dmuchnęli na nią i tak ofiarowali jej życie: przyjęło ono postać maleńkiego ptaka, szybkiego jak zielona błyskawica. Tak pojawiły się wśród ludzi kolibry. Dodatkowo ludzie dostali przykaz, że kto by odważył się schwytać kolibra, zostanie za to ukarany.

Pamiętaj więc, że kiedy zbliży się do ciebie koliber, ktoś myśli o tobie życzliwie i z miłością. Niestety, dotyczy to tylko tych, którzy przebywają na kontynencie amerykańskim. Niemniej, i bez kolibrów dobrze jest myśleć często o kimś bliskim. Możliwe, że odbierze ten duchowy przekaz i sprawi mu wiele radości, albo chociaż wywoła uśmiech na twarzy.


05/10/2022

Kolonizacja i ewangelizacja

Buenos dias!

Jednym z pierwszych zakonów, który przybył na ziemie dzisiejszego Meksyku wraz z hiszpańskimi konkwistadorami byli franciszkanie i mercedariusze. Nieco później pojawili się dominikanie, jezuici i augustianie. Szczytny zapał misyjny realizowany był w dwojaki sposób: albo z pasją i wiernością wartościom ewangelicznym, które u swoich podstaw zakładają dobro, krzewienie braterstwa i jedności opartej na wspólnym dialogu, zrozumieniu inności i wychodzącej naprzeciw potrzebom innego człowieka bądż grup ludzi, albo w sposób nacechowany dominacją, postrzeganiem innych jedynie jako przedmiotu do osiągnięcia jakiegoś celu. 

W XVI w. nie brakowało obydwu tych postaw w pierwszych ewangelizatorach Ameryki Środkowej. Zła nie można usprawiedliwiać. Można jedynie przyznać się do jego uczynienia, żałować, poprawiać, uczyć na błędach i pokutować. Zło jest zawsze bardziej krzykliwe niż dobro, które często realizuje się w ciszy i jest niezauważalne albo wręcz pomijane przez świat.

Niezaprzeczalną prawdą historyczną są przypadki łamania przez ludzi Kościoła podstawowych praw ludności, duchowa przemoc i pycha, przestępstwa przeciw kulturze i wiele, wiele innych czynów, które napisały czarne karty historii ewangelizacji ziem Ameryki Łacińskiej. Wysunięta przez Cortesa idea-fix zbudowania na obcej ziemi wspaniałego imperium Nowej Hiszpanii zakładała też udział Kościoła. Poprzez ścisłe układy z ówczesnymi rządami Hiszpanii, stał się jednym z podstawowych narzędzi, które miały pomóc w całkowitej dominacji obcych cywilizacji nieznanych, dalekich ziem. Korona Hiszpańska umożliwiała szybki rozwój administracji kościelnej na tych terenach, wspierała tworzone ośrodki misyjne, ale w zamian wymagała wierności przyjętej przez nią polityki zawłaszczania nowych terytoriów. Zgodnie z tym zamysłem misjonarze mieli za zadanie głosić rdzennej ludności normy społeczno-kulturalne narzucane przez Koronę. Brak cywilnej odwagi wielu zakonników powodował, że przymykali oczy albo nawet wspierali dzieło wyniszczenia przez konkwistadorów miejsc odwiecznego kultu autochtonów, obiektów religijnych i kulturalnych, indiańskich kodeksów, posągów, itd. Nie była to inicjatywa Kościoła, choć niektórzy jego przedstawiciele gorliwie ją wspierali i współpracowali w jej realizacji. Na szczęście, byli również ci, którzy stanowczo protestowali przeciwko strategii kolonizacyjnej Hiszpanów. Akcentowali godność każdego człowieka, równouprawnienie, wspierali edukację, szkolnictwo oraz opiekę medyczną, konserwowali zabytki kultury i nauki indiańskiej, opowiadali się też otwarcie przeciwko brutalnej strategii kolonizacyjnej wobec rdzennych ludów meksykańskich. Do dzisiaj, wędrując po Meksyku, wiele kościołów czy zachowanych pozostałości dawnych, wspaniałych cywilizacji Mezoameryki to zasługa franciszkanów. Nie jest przypadkiem, że wiele miast meksykańskich ma w swojej nazwie imiona związane z tradycją franciszkańską, np. San Francisco de los Romo, San Francisco de Conchos, San Francisco Mexico, San Francisco de Campeche, i wiele innych.

Już w roku 1524 na kontynent amerykański przybyła wraz z konkwistadorami grupa franciszkańskich misjonarzy, których nazwano 12 Apostołami Meksyku. Odrzucili propozycję zbrojnej eskorty konkwistadorów i na piechotę, przemierzając nieznane tereny i goszcząc w indiańskich wioskach, wyruszyli w głąb kraju, z Veracruz do Tlaxcala i dalej do Meksyku. Takie działanie było znakiem dla ludności tubylczej, ale też i dla Hiszpanów, że wybierają całkiem odmienny od narzucanego przez nich, styl ewangelizacji. Pięć lat później przybyła inna grupa, tym razem wykształconych w różnych dziedzinach wiedzy zakonników (muzykolog, prawnicy, kronikarz, znawcy języka nahuatl, misjolog) , którzy założyli prężne centra misyjne w mieście Meksyk, Texcoco, Tlaxcala oraz Huejotzingo. W wyniku przybycia kolejnych misjonarzy i wzrastającej liczby ochrzczonych Indian, utworzona została prowincja Santo Evangelio - struktura administracyjna, która już w końcu XVI w. obejmowała 64 konwenty.

Mentalność duchownych niewiele zmieniła się na przestrzeni wieków. W Kościele do dziś dnia w kwestii duszpasterskiej sukces mierzy się ilością wiernych w kościele na Mszy, procesjach czy nabożeństwach. W czasie kolonialnym takim sukcesem była jak największa liczba „nawróconych” i ochrzczonych tubylców. Statystyki ochrzczonych w tym czasie, nawet gdy znacznie zawyżone by podkreślić ów „sukces”, są zdumiewające. Niejaki Toribio de Benavente Motolinia OFM kalkulował, że w latach 1521-1537 ochrzczono 4 miliony meksykańskich Indian! W listach niektórych ewangelizatorów znajdują się zapiski (nasycone „ewangeliczną” dumą przechwałki?), iż dziennie udzielali chrztu nawet 14 tys. Indianom. Rodzi się jednak wątpliwość nad takim działaniem. Chrzest może być tutaj pojęty nie jako sakrament, ale sprawcza czynność magiczna. Pozostaje zapytać o jakość i ugruntowanie wiedzy o nowej religii chrześcijańskiej (doktrynie, która jest fundamentem religii), nie wspominając troski o odpowiednie przygotowanie w kwestii mentalności. Katechumenat w tym czasie nie istniał, albo sprowadzał się do poznania najbardziej podstawowych prawd wiary. Nie dziwią więc liczne problemy, z jakimi zmagał się Kościół w dziedzinie nie tylko ewangelizacji, ale również inkulturacji. To jednak, z czym nie dawali sobie rady misjonarze, stało się dziełem interwencji Boga, który przez objawienia na wzgórzu Tepeyac oraz ikonę Guadalupany, zjednoczył w niej dwie różne kultury, i to nie na zasadzie synkretyzmu, lecz autentycznego kultu bazującego na wzajemnym poszanowaniu i zrozumieniu wiary jako wspólnego bogactwa i oparcia w życiu.

Rozmawiając z Meksykanami o konkwiście, różne są opinie na jej temat. Wielu nie zastanawia się nad tą kwestią historyczną, a przecież od niej również zależy obecny status państwa meksykańskiego. Refleksja nie tyle nad datami, co nad mechanizmami takich a nie innych poczynań historycznych pozwala zauważyć błędy i niedociągnięcia, oraz zweryfikować je na poziomie społeczeństwa, relacji międzynarodowych, ale także na płaszczyźnie osobistego życia. Wielu twierdzi, że trzeba dziękować Bogu, że Meksyk podbijali Hiszpanie, a nie angielscy kolonialiści, którzy byli prawdziwymi agresorami i niszczycielami innych kultur. Niemniej, ingerencja obcego państwa w życie mieszkańców innego, brutalne próby zawłaszczenia, ograbienia i zdominowania nie mogą być usprawiedliwione i traktowane jako dobro łaskawie uczynione dla innych. Siłowe narzucanie własnej kultury i realizacje pomysłów na kształt danego miejsca, bez żadnego nawet pytania o zgodę jego mieszkańców, jest cywilizacyjnym przestępstwem.


Chwiejnym krokiem

  Buenos dias! Alkoholizm jest chorobą, która bazuje na uzależnieniu od alkoholu. Staje się problemem wpisywanym w poziom zdrowia publiczne...