29/05/2023

Dotknięcie Pierzastego Węża

Buenos dias!
Niecałe czterdzieści kilometrów od stolicy stanu Morelos, Cuernavaca, znajduje się niezwykłe miejsce. Otoczone bujną zielenią rozłożystych drzew i krzewów, których egzotyczny zapach stwarza wokół tajemniczy, niemal mistyczny klimat.

Widowiskowo

Nazwę tego antycznego miasta, Xochicalco, można przetłumaczyć jako: „Miejsce Domu Kwiatów”. Faktycznie, kwiatów tutaj jest sporo. Położone jest na jednym z licznych otaczających je wzgórz. Widok stąd jest cudowny, panorama rozpościera się aż do jeziora Tequesquitengo, które w promieniach słońca ubiera się w setki migoczących światełek. Zupełnie, jakby puszczało lustrzane „zajączki” do patrzących. 

Statyw i kamienie

Wyjmuję z plecaka aparat i próbuję umocować go na niewielkim trójnogu. Miejsce opustoszałe o tej porze dnia. Nagle gdzieś z dołu słyszę, jak ktoś głośno coś tam głośno mówi. Prawie krzyczy, bo odległość sporawa.

  • Nie można tutaj używać żadnych podstawek do robienia zdjęć! - głos starszej kobiety, sprzątającej drewniane, rozpadające się latryny tuż przed samym wejściem na teren wykopalisk, był mocny i zdecydowany.

  • Dlaczego? - pytam zdziwiony. Nie stawiam statywu na żadnym trawniku czy którymś z kamiennych murów, których są tutaj dziesiątki, a może nawet setki?

  • Tak jest napisane w regulaminie, można przeczytać na tablicy przed wejściem.

    Rzuciłem wzrokiem na tę tablicę, nie widziałem żadnej informacji na ten temat. Ale może przeoczyłem – pomyślałem. Mimo wszystko, trochę to było moim zdaniem nie logiczne. Jeśli w ogóle było...

  • Ale nie widzę sensu takiego zakazu – staram się dociekać jego przyczyn – Przecież bez statywu turyści będą stawiać swoje komórki czy aparaty właśnie na zabytkowych ruinach, może nawet przestawiać w tym celu kamienie... Czyli, na ruinach mogę sobie oprzeć lub postawić aparat?

    Moje zapytanie zakłopotało kobietę. Jej głos stał się mniej władczy.

  • No... Hmmm... Nie wiem!

  • Na tablicy nic o tym nie jest napisane. Więc?... - uśmiecham się do nieznajomej.

  • To już może lepiej niech pan robi zdjęcia z tym swoim statywem.

  • Dziękuję! Też tak pomyślałem. Życzę dobrej pracy – odpowiedziałem, kiwając do niej przyjaźnie ręką.

Kiedyś i dziś

Po upadku centrum religijnego kultury Teotihuacan, właśnie Xochicalco przejęło funkcję politycznego i ekonomicznego centrum tej części Meksyku. Strategiczne położenie oraz sprzyjający klimat było wprost idealne dla rozwoju handlu. Docierały tu nawet produkty aż z wybrzeża Pacyfiku. Szczyt potęgi gospodarczej miasta datuje się od 650 do 900 roku przed Chr. W tym okresie, zwanym epiklasycznym, powstało najwięcej z obecnych tutaj budowli. 

Sieć budowli była jak na tamten czas dość złożona. Kluczę pomiędzy monumentalnymi piramidami i budowlami. Wyobrażam sobie, jak niegdyś kwitło tutaj życie. Czuję się gościem zaproszonym w ten inny, jakże daleki, świat. A jednocześnie bliski. Bo, jak zawsze i wszędzie, ludzie tutaj pracowali, modlili się oraz bawili. Cierpieli i radowali. Rodzili się i umierali.

Czym wyróżnia się to miejsce spośród wielu innych, które miałem możność oglądać podczas moich podróży? Na pewno uwagę przykuwają bogate reliefy i płaskorzeźby. Nie dziwię się, że Xochicalco jest w całej Mezoameryce ośrodkiem miejskim z największym skupiskiem konstrukcji (siedzib mieszkalnych i budowli kultu czy użyteczności publicznej) na metr kwadratowy.

Subtelny spór o piramidalne bóstwo

Spośród zachowanych budowli najbardziej znane i cenione przez badaczy dawnych kultur są: Plac Stali Dwóch Glifów (Plaza de la Estela de los Dos Glifos) oraz Akropolis, położone przy centralnym placu miasta. Jednak największą dla mnie atrakcją Xochicalco jest kilka obiektów, a mianowicie: liczne boiska do gry w pelotę, obserwatorium, a także piramida dedykowana Pierzastym Wężom (Pirámide de las Serpientes Emplumadas). Zastanawia mnie nazwa tej piramidy. Domyślam się, że opiera się na tym, iż na mnóstwie reliefów ukazane są wypbrażenia pokrytych piórami wężów. Lecz pomimo ich mnogiej liczby, tak naprawdę to odniesienie do jedynego w mitologii azteckiej, oraz jednego z najbardziej znanych i czczonych, bożka zwanego Pierzastym Wężem, Quetzalcoatl. Skąd więc ten wężowy rój na piramidzie? Myślę, że po prostu podkreśla on wagę i rolę bożka dla dawnych mieszkańców miasta. Może naukowcy nazwali tę piramidę tak, by odróżnić ją od innych, również poświęconych temu bóstwu? 

Niektórzy twierdzą, że przedstawionych na ścianach budowli osiem upierzonych wężów odnosi się do całkiem innego bóstwa, związanego z wodą. Można bowiem odnaleźć między nimi przedstawienia także muszli i pereł. Bóstwo (jako związane z wodą i deszczem) miało więc niezwykłą wagę dla dawnych Indian. Woda bowiem stanowi nieodłączny element życia; istnienia. Czas suszy był antagonizmem dla deszczu. Śmierć i życie. Kontrasty istnieją w życiu ludzi już od najdawniejszych czasów. Na nich zbudowana jest egzystencja człowieka.

Ten, który pełza i lata

Mimo wszystko oscyluję, że piramida ta dedykowana jest Quetzalcoatlowi. Ozdobniki, perły i muszle, to zapewne elementy przybyłe z terenów wybrzeży Pacyfiku. W dodatku, naczelnym władcą wody i deszczu był na tych terenach Tlaloc. Założenie, że było inaczej jest możliwe tylko wtedy, gdy założy się, iż kultura Xochicalco stanowiła całkiem odrębną kulturę, ze swoim wypracowanym panteonem bóstw. Czy była aż na tyle silna? Nie sądzę.

Poza tym, w innych miejscach Xochicalco, poświęconych rytuałom religijnym i znajdujących się w centrum miasta, znajdują się obiekty poświęcone właśnie Tlalocowi. Piramida Pierzastych Węży dotyczy innego bóstwa. A był nim Pierzasty Wąż, któremu przypisywano wiele ról. Był m.in. patronem ulewy, która spływa z nieba i użyźnia ziemię. Było to bóstwo mitologiczne, które w swoim zasadniczym przedstawieniu łączyło w sobie to, co niebiańskie (ptak) z ziemskim (gad).

Piramida nie jest wielka, ma podstawę 20 x 20 m a wysokość 6 m. Oczywiście, nie mieści się nawet w czołówce największych piramid meksykańskich. Jednak jej zdobienia robią wrażenie.

Przypał

Krążąc pośród prastarych ruin zrozumiałem, dlaczego byłem tam sam. Otwarta przestrzeń na wzgórzu naraża odwiedzających na silne słońce. Pewnie w cieniu swoich domów czy hoteli modlą się do Tlaloca o deszcz. Albo przynajmniej deszczyk. A ja lubię słońce. Do przejścia całego obszaru Xochicalco wystarczyła mi butelka wody i kapelusz. A brak ludzi w takim miejscu uważam za plus. Chociaż lubię spotkania i rozmowy z ludźmi. Aaaa, byłbym zapomniał! Wracając przeczytałem wszelkie tablice informacyjne. Nie było mowy o zakazie używania statywów do robienia fotografii.

Chwiejnym krokiem

  Buenos dias! Alkoholizm jest chorobą, która bazuje na uzależnieniu od alkoholu. Staje się problemem wpisywanym w poziom zdrowia publiczne...