30/04/2024

Chwiejnym krokiem

 

Buenos dias!

Alkoholizm jest chorobą, która bazuje na uzależnieniu od alkoholu. Staje się problemem wpisywanym w poziom zdrowia publicznego, który dotyka swoimi konsekwencjami miliony osób. Są to konsekwencje nie tylko pojedynczych osób (ich zdrowia cielesnego, jak i psychicznego), ale także społeczności, a więc szerszego wymiaru życia społecznego (zwłaszcza rodziny). Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) określiła alkohol jako przyczynę 6% śmierci na całej kuli ziemskiej, podczas gdy w Meksyku jest odpowiedzialny za 10% zgonów.

Rosnąca statystyka

Dane te nieustannie wzrastają, Wypadki samochodowe, wzrastająca przemoc, uliczne strzelaniny oraz bijatyki posiadają gdzieś w sobie również podłoże alkoholowe. Podobnie, jak przemoc domowa. Jak podaje dziennikarka Hannia Noell w swoim artykule dla „El Economista”, opierając się na danych narodowej ankiety z 2022 r. odnośnie zdrowia i odżywiania, spożycie napojów alkoholowych wzrosło w Meksyku do 72,8% wśród mężczyzn powyżej 18 roku życia, a wśród kobiet do 48,4%. Najbardziej popularnym trunkiem jest bez wątpienia piwo (40% społeczności), a kolejne miejsca w rankingu zajmują narodowe trunki, takie jak tequila, mezcal i aguardientes. Tuż za nimi plasuje się brandy oraz whisky. Badania wykazują wzrost spożycia alkoholu wśród kobiet, zwłaszcza nastolatek. To spożycie większe jest także wśród młodzieży w metropoliach oraz wśród grup społecznych o wyższym wykształceniu. Niewielki spadek w niektórych regionach nie wpływa jednak na poprawę sytuacji spożycia alkoholu. W takich stanach, jak Baja California Sur, Coahuila, Nuevo León oraz Sonora, spożycie alkoholu wśród mężczyzn sięga powyżej 80%. W stolicy Ciudad de México ilość spożywanego alkoholu przekracza średnią krajową: 78,8% wśród mężczyzn i 52,7% wśród kobiet powyżej 18 roku życia.

Przysięga

Praktycznie do każdej parafii przybywają młodsi i starsi, kobiety i mężczyźni, by złożyć tzw. juramento. Jest to przysięga przed Bogiem na określony czas, do abstynencji od alkoholu, narkotyków czy innych uzależnień. W większości przypadków dotyczy spożywania napojów alkoholowych. Dość często przychodzą wspólnie koledzy „od kieliszka” pragnący w przypływie emocji wyzwolić się od zgubnego nałogu.

Takie duże i przez cały dzień otwarte centrum jest także na terenie bazyliki w Guadalupe. Bywa, że ustawiają się nawet kolejki do przysięg. Wiadomo, sanktuarium to sanktuarium. A Guadalupana może dać niezawodną pomoc.

Jednak motywacja nie zawsze jest silna ani szczera. Niektórzy stali się stałymi bywalcami kościoła, przychodząc tylko i wyłącznie by kolejny raz odnowić przysięgę. Często po każdej następnej wpadce. Bywa, że nałogowiec przybywa z rodziną, rodzicami albo żoną (lub mężem, bo kobiet też nie brakuje). Przypuszczam, że wskutek ultimatum bliskich, a nie w zgodzie z własną wolą. Często to pewnie ostatnia deska ratunku rzucona mu przez rodzinę, w desperacji chwytającej się każdej okazji do choć minimalnej zmiany sytuacji. Taki rodzaj wymuszenia, bez wewnętrznej zgody przysięgającego, nie ma jednak szans powodzenia. Są jednak ludzie, którym faktycznie juramento pomaga wyjść z nałogu. Jest ich jednak mało, a każdy taki przypadek to swego rodzaju autentyczny cud.

Podchodzę nieco z dystansem to praktyki juramento, prosząc Boga o pomoc w danej sytuacji. O uwolnienie. O światło Ducha, by właściwie rozeznać sytuację i znaleźć odpowiednie słowa i radę, by ewentualnie pomóc potrzebującym. Odczuwam wyraźnie intencje i nastrój przychodzących. Czasami w żartobliwej rozmowie wykazuję nielogiczność składania przysięgi, gdy nie jest się do końca przekonanym o realnym jej powodzeniu. I bez chęci uczynienia wszystkiego, by zostać uwolnionym. Podjęcia trudnej walki. A ciężkich prób będzie w niej na pewno wiele. Niekiedy kieruję przybyłych do grup AA lub konkretnych poradni dla osób uzależnionych.

Rozmowa (prawie)przysięgłego

  • Padre, chcę złożyć juramento... - obok mnie stoi młody, może dwudziestopięcioletni chłopak, ubrany w stare jeansy i zbyt dużą, białą koszulkę. Patrzę mu prosto w oczy:

  • Jesteś pewien swojej decyzji? - zapytuję – Wiesz, że to odpowiedzialność, aby dochować przysięgi. Tym bardziej przed Bogiem.

  • - Tak, muszę złożyć tę przysięgę!

  • - Musisz, czy chcesz? Bo różnica między jednym a drugim jest zasadnicza.

    Chłopak zamyślił się. Zrozumiał, o co mi chodzi.- No... chcę również. Oprócz tego, że muszę. Rodzice powiedzieli, że wyrzucą mnie z domu, kiedy znowu przyjdę pijany.

  • Dobra. Składasz pierwszy raz?

  • Tak.

  • Wygląda to tak: najpierw przeczytasz na głos tekst na obrazku, który jest prośbą do Boga o pomoc. Musisz jednak żałować oraz powziąć stanowczą decyzję, że naprawdę pragniesz się wyzwolić z nałogu. Potem wspólnie pomodlimy się o wsparcie Ojca, bo bez Niego niewiele możemy. Też za twoją rodzinę, by miała wiele cierpliwości oraz nadziei, i pomogła tobie w walce. A wiesz, że ona będzie niełatwa. Potem podpiszesz przysięgę i ja moim podpisem potwierdzę, że ją złożyłeś. No i jeszcze wpiszemy datę rozpoczęcia, by określić czas trwania. Na jak długi czas chcesz przysięgać?

  • Pół roku. Tylko... czy możemy wpisać na pojutrze datę rozpoczęcia przysięgi?

  • A dlaczego? Masz jakąś imprezę dzisiaj?

Zmieszany chłopak spuścił wzrok. Nie trudno było odkryć intencję tych przenosin.

  • No... tak! Jutro są chrzciny bratanka. A jak się nie napić z chrzestnym i nie oblać tak radosnego faktu, jak chrzciny?

Uśmiecham się i patrząc w oczy mojemu rozmówcy, pytam jeszcze raz:

  • Czy naprawdę chcesz złożyć tę przysięgę? Uważam, że nie warto bez przemyślenia motywacji przysięgać przed Bogiem. Będziesz potem borykał się z wyrzutami sumienia, że jej nie wypełniłeś. Dla mnie to nie problem: możesz przysięgać. Cała odpowiedzialność jest jednak po twojej stronie, nie po mojej. Zawsze możesz przyjść później, kiedy w 100% zdecydujesz się zmienić swoje życie. To moja rada, a decyzja należy tylko do ciebie. Będę tu na ciebie czekał.

Dużo czy mało?

Przeprowadzone podobne badania odnośnie spożycia alkoholu w Polsce pokazały, że na jednego Polaka rocznie przypada średnio 11,7 litra czystego alkoholu, co najmniej raz w miesiącu upija się 35 proc. dorosłych. Pomimo tego, Polska nie lasuje się czołówce najbardziej pijących. Jak i Meksyk, który na świecie zajmuje jedno z odleglejszych miejsc.

Krótki słownik meksykańskich wielbicieli alkoholu

Chela/Cheva/Cheve: piwo

Chelear: wypić wiele piw

Chupe: napój alkoholowy (różnego typu)

Cruda (lub: cruz): ogólne złe samopoczucie spowodowane wypiciem dużej ilości alkoholu; kac

Cruzadito (lub: pulpo): gdy grupa pijanych osób pije wzajemnie krzyżując ramiona („na brudzia”)

Fuertecito: jakikolwiek napój alkoholowy, który nie jest piwem lub likierem

Hidalgo, de: pić jednym szotem (na jeden raz) napój alkoholowy.

Malacopa: osoba, która po spożyciu alkoholu staje się agresywna, bez względu na ilość wypitego trunku

Peda: święto, fiesta; bez względu na to, ile w niej uczestniczy osób, dwie czy więcej 

Pedo: wysoki poziom alkoholu we krwi

Pisto: nazwa napoju alkoholowego (każdego typu) na północy Meksyku

Precopeo: spotkanie wąskiej grupy osób poprzedzające główną fiestę

Teporocho: osoba przez cały czas będąca pod wpływem alkoholu

Vaquita (lub vaquera): wzajemna zrzutka na zakup alkoholu na wspólne świętowanie



12/04/2024

Kraina czekolady i mezcalu

Buenos dias!

Oaxaca to nazwa regionu, ale również jego stolicy. W jęz. nahuatl słowo Huaxyacac znaczy tyle, co „na nosie (szczycie) tykwy”. Jeden z najbardziej kolorowych stanów Meksyku. Nie dziwi więc, że turyści chętnie tutaj przybywają, nie tylko ze względu na okoliczne, dziewicze plaże wybrzeża Pacyfiku, ale również, żeby napełnić duszę udziałem w szeroko promowanych barwnych tradycjach oraz nasycić żołądek potrawami jednej z najbardziej wykwintnych kuchni meksykańskich.

Miejsce, które pachnie historią

Oprócz stolicy Oaxaca posiada wiele atrakcyjnych dla turystów miejsc. Wielbiciele historii mogą udać się do jednego z najbardziej znaczących w okresie przedkolumbijskim kompleksu religijnego na Monte Alban. Położone wysoko na górze wykopaliska to pozostałości szeregu budowli, świątyń i piramid. Na szczęście, obiekt nie został zniszczony przez konkwistadorów, którzy systematycznie niszczyli miejsca kultu Indian pod pretekstem ewangelizacji. Dlaczego? Ze względu na jej położenie oraz masywne, kamienne bloki, które nie było łatwo zniszczyć. Nie udało się im także zagrabić ukrytego tam skarbu. Odkrył go znacznie później archeolog Alfonso Caso. Jego odkrycie nazwano Skarbem Grobu 7 i bez wątpienia to jedno z najważniejszych odkryć na całym kontynencie amerykańskim. Nie ze względów ekonomicznych, ale wskazało na charakterystykę życia tamtejszych plemion.

Ludzie z charakterem

Zasadniczo tereny Oaxaca zamieszkiwały dwie grupy plemion: Zapotekowie oraz Mixtekowie. Były to grupy etniczne złożone z ludzi o twardym charakterze, co wpłynęło na ukształtowanie ich tożsamości, które widać do dziś dnia w silnym związaniu się z własną odrębną kulturą i tradycją. To jeden z niewielu z Meksyku, gdzie Indianie nie czują się umniejszeni przez swoje pochodzenie, ale dumni ze swojego pochodzenia i przynależności etnicznej.

Siła charakteru bez wątpienia przyczyniła się do tego, że w historii aż dwóch prezydentów pochodziło z Oaxaca. I to nie byle jakich! Mowa o narodowych bohaterach: Benito Juárez (nota bene, dyktator) oraz Porfirio Díaz.

Folklorem wypełnione serce

O pielęgnacji elementów kultury i żywemu kultywowaniu tradycji Zapoteków świadczyć może doroczny tzw. festiwal Guelaguetza. Jego powstanie sięga początków ubiegłego wieku (1932) jako upamiętnienie odrębności rasowej. Dodatkowo chciano w ten sposób zgromadzić środki ekonomiczne na pomoc dla wzrostu miasta po trzęsieniu ziemi w roku 1931.

z czasem la Guelaguetza stała się jednym z najważniejszych wydarzeń folklorystycznych na całym kontynencie. Na pewno najbardziej spektakularnym. Występy lokalnych artystów, występy grup tanecznych, koncerty, rękodzielnictwo, prezentacje lokalnych podań i legend to tylko niektóre z atrakcji festiwalu, w którym licznie uczestniczą turyści z całego świata.

Oaxaca, oprócz tradycyjnej muzyki indiańskiej posiada też gatunek muzyki związanej z Oaxaca, tu powstałej i dlatego wyjątkowej. Nawet, gdy la chilena to gatunek muzyczny, który znany jest też na wybrzeżu sąsiedniego stanu Guerrero. Na wybrzeże przyszła wraz z chilijskimi marynarzami, stąd nazwa. Mieszanka dźwięków stąd i stamtąd. Ma swoich fanów. Wiadomo, najwięcej w stanie Oaxaca.

Archeologiczne dotknięcie śmierci

Niedaleko stolicy położone jest Mitla. Nazwę miejscu nadali hiszpańscy konkwistadorzy, którzy nie znali lokalnych języków. Trudno im było nawet oddać właściwą nazwę, stąd uproszczenia. Z Mictlan (nazwy legendarnej krainy zmarłych w świecie Azteków i innych plemion) zrobiło się Mitlan. Nazwa miasteczka zawsze jednak odnosiła się do miejsca zmarłych, także w językach oryginalnych. W jęz. zapoteckim Yoo' Ba' znaczyła „miejsce odpoczynku" lub „dom grobów”, a w języku Mixteków: Ñuu Ntìì, „miejsce zmarłych”. Już sama nazwa wskazuje na związek tego miejsca z kultem i pochówkiem zmarłych. Nie ma tutaj piramid, ale zespoły poszczególnych budynków. W czasie konkwisty na tym wielkim cmentarzu ze zdemontowanych pierwotnych budowli Hiszpanie pobudowali spory kościół. Zniszczyli ten fenomen architektury autochtonów. Do dziś nie wiadomo, jak Zapotekowie transportowali do Mitla ogromne, kamienne bloki. Zadziwiające jest również, że nie używali do budowania żadnych substancji wiążących. W 2010 roku zabytek został pisany przez UNESCO na listę Kulturowego Dziedzictwa Ludzkości.

Smak czekolady i mezcalu

Te dwa produkty można nazwać bogactwem naturalnym Oaxaca. Niegdyś gorzki napar przyrządzany z ziaren kakaowca był zarezerwowanym trunkiem najwyższych klas dawnych plemion, w tym Azteków. Ziarna były jednostką monetarną. W czasie konkwisty Hiszpanie przetransportowali receptę i kakao do Europy. Niestety, dodając cukier. Tak powstał wyrób zwany dzisiaj czekoladą czarna, pachnąca, naturalna czekolada ma zupełnie inny smak niż ta wytwarzana w fabrykach, gdzie oryginalny posmak zaginął w trakcie różnych procesów mających „ulepszyć” to, co samo w sobie było wartościowe i smaczne.

O mezcalu można by pisać wiele. Podczas jednej z kilku moich wizyt w Oaxaca odwiedziłem fabrykę tego alkoholowego trunku. Mezcal produkuje się w wielu regionach Meksyku (np. Durango, Guanajuato, Guerrero, San Luis Potosí, Tamaulipas czy Zacatecas), ale to właśnie Oaxaca jest uznawana za światową stolicę mezcalu. Produkowany jest z kilku odmian kaktusów (tobalá, espadín i madrecuixe), i podobnie jak tequila, posiada nieco różny charakter smakowy, zależnie od czasu leżakowania. 

Mnie najbardziej przypadła do gustu wersja jednoroczna (co do tequili, to jestem fanem leżakowanej w beczkach przez lata, ciemnej wersji añejo). W fabryce mogłem skosztować wszystkich wersji. Mimo to, nie odczułem żadnych skutków pobocznych w postaci upojenia. Mezcal, podobnie jak tequila, jest wynikiem fermentacji i destylacji agawy. Nazwa mezcal pochodzi z jęz. greckiego i znaczy „szlachetny”, Agawa była używana już jako produkt spożywczy od ponad 9000 lat, także jako roślina lecznicza. Nie jeden raz kieliszek mezcalu potrafi wyleczyć nieżyt gardła czy uspokoić symptomy uciążliwej grypy, o czym sam się przekonałem żyjąc na ziemi meksykańskiej.

Koniec nie będący końcem

O atrakcjach i sekretach Oaxaca można pisać wiele. Może jeszcze w tym blogu będzie ku temu okazja. Na koniec wspomnę o tym, że w miasteczku Santa Maria del Tule rośnie drzewo o największym na świecie obwodzie pnia, co oficjalnie zatwierdzono jako rekord w Księdze Rekordów Guinessa. Wysokie na 42 m drzewo posiada ogromny pień, mierzący diametralnie 14,5 m. obliczono, że potrzeba 30 osób, aby go objąć, a jego korona daje cień pięciuset ludziom. Robi wrażenie! Stając pod nim, patrzyłem na gęste konary i pomyślałem, że przyroda jest prawdziwym cudem, który należy podziwiać a nie oswajać z pomocą nowych technologii. Może raczej samemu trzeba z pokorą dać się oswoić? Bo przecież człowiek, choć istota stworzona na podobieństwo Boga, jest częścią natury. Oswajać naturę, znaczy: żyć z nią w harmonii i szacunku.



15/03/2024

Karaluchy pod poduchy

Buenos dias!

Wszędobylskie owady, które uwielbiają żerować na śmietnikach są znane na całym świecie. Oczywiście, różnią się między sobą, ale łączy je jedno: ich królestwem są porzucone, brudne pomieszczenia oraz labirynty kanalizacji ściekowych. Szybko się rozprzestrzeniają, stąd stanowią prawdziwe utrapienie domowych zapleczy. Zwłaszcza, że mogą roznosić różnorakie choroby, wirusy, bakterie i grzyby. Mowa oczywiście o karaluchach.

Z CV karalucha

Meksyk posiada również swoją odmianę karaluchów. To zaledwie jedna z ok. 4 tys. odmian karaluchów na świecie. Ale narodowa, i choć nie jest raczej chlubą Meksyku, to związana właśnie z tym zakątkiem świata. Chyba nie ma bardziej znanych insektów o tak złej sławie, co karaluchy. Głupie szkodniki! A może jednak... nie takie głupie? Ot, chociażby fakt, że mają dość złożony układ nerwowy, a mózg podzielony jest na trzy części: protomózg, mózg „deutero” i mózg „trytu”. Ciekawostką jest też, że... mogą żyć przez jakiś czas bez głowy. Niewiarygodne, aczkolwiek prawdziwe, naukowe twierdzenie potwierdzone badaniami.

Zastanawiam się, czy ten rozwinięty, trójczęściowy mózg pomaga w jakiś sposób istnieć karaluchom? Wygląda na to, że tak. Insekt ma zdolność rozwijania pamięci długotrwałej, zwłaszcza typu węchowego i wzrokowego. Różne testy wykazały, że karaluchy potrafią orientować się w labiryncie i odróżniać lewą stronę od prawej.

Twardziel

Badania potwierdziły też, że są w stanie przeżyć radiację dziesięciokrotnie większą niż jest w stanie znieść istota ludzka, o sile 18G. Jednak nie są nie zniszczalne, jakby się wydawało. Organizmy te unicestwi dopiero bomba atomowa o sile 16 kiloton. Ps. Aby je uśmiercić nie potrzeba jednak bomby nuklearnej, wystarczy też silne, celne uderzenie. Byle nie w głowę, bo przecież insekt przeżyje bez niej.

Cucaracha jest jednak nie tylko dość odporna na radiację, ale także nie grozi jej utonięcie. Potrafi bez oddychania wytrzymać pod wodą aż 40 minut! Pewnie dlatego, że kiedy regularnie brakuje jej wody, potrafi przestawać oddychać, żeby wyregulować swój organizm.

Wyciągnąć kopyta... odnóża czyli

W większości przypadków karaluchy zdychają brzuchem do góry, ponieważ stężenie pośmiertne powoduje skurcz ich nóg, przez co tracą równowagę i ostatecznie się przewracają; co może nastąpić również z powodu skurczów spowodowanych środkami owadobójczymi. Jest to też pozycja, którą zwykle meksykańskie karaluchy przyjmują jako mechanizm obronny, symulując swoją śmierć, aby uciec przed niebezpieczeństwem, które ich prześladuje.

Korzenie

Karaluchy istnieją od około 250 milionów lat. Zapewne to wynik ich niezwykłej adaptacji żywieniowej. Aby przeżyć są w stanie konsumować takie przysmaki, jak mydło i klej. Nie potrzebują do życia ludzkich osiedlisk, gdyż równie dobrze gnieżdżą się w naturze. Znanych jest wiele odmian tych insektów: czarna, niemiecka (jak widać, karaluchy osiedliły się nawet w tak zorganizowanym i wydawałoby się – pedantycznie uporządkowanym – kraju) czy amerykańska. Oczywiście, w Meksyku żyje odmiana amerykańska, i to o niej będzie ten post. Chociaż spotyka się też odmianę niemiecką (Blatella germanica) oraz orientalną (Blatta orientalis). W ostatnim czasie zaobserwowano pojawienie się nowej odmiany, tzw. bandas marrones (Supella longipalpa)

Przypuszcza się, że amerykańska odmiana karaluchów ((Periplaneta americana) pochodzi z rodziny Blattidae, która przybyła na kontynent z Afryki. Wymiana handlowa między tymi dwoma kontynentami a także obecność niewolników afrykańskich w okresie kolonialnym była paszportem karaluchów do nowego świata.

Portret insekta

Cucaracha (bo tak tutaj powszechnie nazywane są te insekty) są dość duże (3,5 – 4 cm!), mają owalny kształt i są koloru błyszczącego, nieco wpadającego w czerwień brązu i długie czułki. Posiadają twardy, ciemnobrązowy korpaks, przykrywający skrzydła. Bo te insekty potrafią również latać, ale tylko wtedy, gdy temperatura przekracza 21º C, i są to loty krótkodystansowe, zaledwie kilkumetrowe. Spotkać je można zarówno w domach mieszkalnych, jak i w środowisku naturalnym, różnych magazynach, miejskich wysypiskach śmieciowych, kanałach ściekowych czy też metrze. W domach najczęściej osiedlają się w środowisku ciepłym i jednocześnie wilgotnym, w kotłowniach i piwnicach.

Wytrwały, szybki, głodny

Insekty są bardzo odporne na wszelkie niedogodności. Prowadzą przeważnie nocny tryb życia. Dla optymalnego stadium rozwoju niezbędna jest dawka pokarmu o wysokiej zawartości białka. Samice mogą przetrwać bez wody i jedzenia przez ok. 40 dni! Doskonale czują się w temperaturze 28° C. ze względu na wysoką plemność mogą stać się prawdziwym szkodnikiem. Bywa, że prowadzi się wręcz akcje odymiania i różnorakie formy niszczenia tych szkodników. Pogoń z kapciem czy szczotką za szkodnikiem nie jest sprawą prostą. Jedną z ciekawostek na temat karaluchów jest to, że potrafią poruszać się z prędkością 1,5 metra na sekundę. W ciągu jednej sekundy są w stanie pokonać długość 50 razy większą niż jego ciało. Niezły sprint! Nie jeden raz widziałem, jak szybko potrafią się poruszać. Jeżeli wziąć pod uwagę że to stworzenia nocne, szybkie i odporne, moim zdaniem pretendują do miana super-szkodnika.

Karaluchowy song

Poznając charakterystykę tego meksykańskiego karalucha łatwiej jest zrozumieć przesłanie niezwykle popularnej, nie tylko w Meksyku, piosenki La Cucaracha. Jest ona tutaj grana przez grupy mariachi a nawet posiada swój własny taniec. Posiada nieco różniące się wariacje muzyczno-tekstowe, ale każda z nich zaczyna się od rytmicznie wyśpiewanej frazy „La cucaracha, la cucaracha, ya no puede caminar”. Wielu historyków dopatruje się jej początków w czasach Rewolucji Meksykańskiej. Są jednak i tacy, którzy jej pojawienie wiążą z rokiem 1818, kiedy to z Europy przybyła na kontynent amerykański. Bez względu na korzenie, piosenka zyskała popularność w czasie rewolucji, kiedy często śpiewały ją wojska rewolucjonisty Pancho Villa. 

Sam Pancho – jak twierdzi pisarz i historyk Paco Ignacio Taibo II w swojej książce Pancho Villa una biografía narrativa, że Centauro del Norte nieustannie naśmiewał się ze swojego wroga, gen. Victoriano Huerta i stwierdził, że na oficjalnych zdjęciach, gdy ten nie miał na sobie munduru wojskowego, wyglądał jak karaluch. Huerta znany był wówczas także z tego, że często upijał się oraz palił marihuanę. Spożywał tak duże ilości koniaku, czego skutkiem były problemy z chodzeniem, do tego był też kulawy i cierpiał na zaćmę, która utrudniała mu swobodne poruszanie się pomimo trzeźwości. Pancho Villa traktował więc piosenkę jako idealną satyrę na swojego przeciwnika.

Lekkie śpiewanie i ciężkostrawne przeżuwanie

Od jednego z Meksykanów słyszałem nieco inną wersję, która również jest całkiem możliwa. La Cucaracha była piosenką, która w czasach Rewolucji Meksykańskiej miała za zadanie nie tylko zdenerwować wojska przeciwnika ośmieszając je, ale także pokazać pogardę ze strony oddziałów rewolucyjnych. To one o sobie śpiewały, że są jak karaluchy: jest ich plaga, są zwinne i w końcu oblegną wojska wroga.

To forma dodania sobie animuszu przed walką, ale też próba psychologicznego zastraszenia przeciwnika. Nonszalancja w relacji do niego, jak i do śmierci. A taka niby niewinna w swojej treści i wesołej linii melodycznej, piosnka...


26/02/2024

Staruchy z Morelos

 Buenos dias!

Każdy obszar świata, na którym żyją ludzie, posiada swoje tradycje i legendy. Swoją sztukę, w tym także kulinarną, bywa, że i język. Meksykańskie bogactwo kulturowe przejawia się w kultywowaniu dawnych tradycji oraz przenikaniu przez nie teraźniejszości. Niestety, w wielu regionach rdzenna kultura Indian zanika, w wielu – poprzez deprecjonowanie ich przez kolonizatorów – jest nawet powodem wstydu i braku poczucia własnej wartości grupowej. Ale są też tereny, gdzie tubylcy są dumni ze swojej kultury i ukazującej jej piękno oraz wartość (jak np. w Oaxaca). Mimo wszystko, sytuacja meksykańskich Indian jest moim zdaniem w lepszej pozycji niźli Indian Ameryki Północnej, którzy zamieszkują tereny USA. Zepchnięcie ich kultur do rezerwatów jest potraktowaniem ludzi jak żywego zoo, i w ten sposób stopniowo skazuje się ich kultury na wymarcie.

Morelos i chinelos

Stan Morelos zajmuje centralny obszar Meksyku. Znajduje się w sąsiedztwie stolicy. Jak każdy obszar, i tutaj kwitną rozmaite tradycje. Najczęściej zlepek dawnych kultur indiańskich i hiszpańskiej kultury epoki kolonialnej przybyłej na te ziemie w XVI w. Sporo tradycji pochodzi z pogranicza obydwu kultur, co wcale nie przeszkadza w ich kultywowaniu aż do dziś dnia. Najbardziej reprezentatywną tradycją – ikoną ziemi Morelos jest tradycja związana z tzw. chinelos. Najstarsze wzmianki o tej tradycji związane są z miasteczkiem Tlayacapan. 

Odwiedziłem je podczas jednej w moich samotnych wypraw motocyklowych. Urokliwe, nieduże miasteczko niedaleko Tepoztlan. Malowniczo położone w górzystym terenie i nasycone kolorami. Ma swój niepowtarzalny klimat, który można odczuć już od pierwszego spotkania. Nie dziwi więc, że to właśnie ono stało się inspiracją dla powstania tradycji chinelos.

Historia prawdziwa

Wraz z przybyciem konkwistadorów rozpoczął się proces ewangelizacji Indian. Czas wielkopostny, w którym chrześcijanie umieszczają mękę i śmierć Chrystusa. Jednakże tuż przed tym okresem obchodzi się czas karnawału, wzmożonej zabawy. Jednak nie dopuszczano do niej rdzennych mieszkańców Tlayacapan. Jednak oni, zmęczeni złym traktowaniem najeźdźców (elit rządzących, w tym religijnych) zaczęli przebierać się w stare, zniszczone ubrania i nakładając na twarze maski wychodzili na ulice miasta, krzycząc oraz wyśmiewając się ze swoich adwersarzy, zarazem zmieniając ton głosu na falset, aby nie zostać rozpoznanymi. Śpiewy były nasycone szyderstwem wobec Hiszpanów, nasyconym wulgaryzmami oraz skrajną ironią. W języku lokalnym nazywano te grupy przebierańców huehuetzin, czyli brzydcy starcy, albo: ludzie w starych ubraniach.

Źródła podają jednak, że tradycja tańca chinelos (brincas de chinelos, dosłownie: skoków chinelos) powstała jakieś cztery wieki po konkwiście i zrodziła się wśród pracowników w hacjendach bogaczy. Istniała już wtedy na ziemi meksykańskiej swoista mieszanka kultury rdzennej i europejskiej. Taniec chinelos był manifestacją, sprzeciwem wobec właścicieli folwarków, a także przeciwko ówczesnej władzy świeckiej i religijnej.

Hop, do góry!

Mityczną, ale także historyczną postacią, która wpisała się w tradycję chinelos był mieszkaniec Tlayacapan, Jesús Meza, zwany potocznie „Jezusek Trup” (Chucho el Muerto). W roku 1860 zebrał on ponad 72 melodii dla tańca Chinelo, który nazwał Tsineolohua, co można przetłumaczyć jako „ten, który podskakuje poruszając ramionami oraz biodrami”. Grupy przygrywające do tańca Chinelo nazywano Tapachichis, co oznacza „Pasikonik, który skacze”. W roku 1923 niejaki don Brigidio Santamaría Morales sporządził zapis nutowy tego tańca. Zresztą, cała jego muzykalna rodzinka przyczyniła się do rozsławienia muzyki Chinelo.

Tradycja, symbolika i moda

Ubiór chinelo wraz z czasem ulegał pewnym transformacjom. Do kapelusza dodano trzy pióra symbol: jedności, Ameryki oraz Azteków. Ozdobiony został wyobrażeniami kwiatów a także azteckich figur bożków wywodzących się z czasów przedhiszpańskich, reprezentującymi cztery punkty kardynalne. Oryginalny strój był biały, z trzema niebieskimi pasami na rękawach i na części dolnej. Dzisiaj znaleźć go można praktycznie w każdym kolorze. W lokalnych sklepach są zarówno przebrania dla dzieci, jak i dorosłych. Czasami nie mają jednego koloru, lecz są nasycone całym ich mnóstwem. Dawna, tradycyjna symbolika zastąpiona bywa rozmaitymi elementami dodawanymi wraz z czasem.

Maska, którą chinelos mają na twarzy, pierwotnie skonstruowana była z delikatnej drucianej maski. Przedstawia twarz białego człowieka o zielonych lub niebieskich oczach, wyraźnie zaróżowionych policzkach i posiadającego czarną, spiczastą brodę, fantazyjnie sterczącą w górę. To prześmiewczy wizerunek twarzy Hiszpanów. Dzisiaj również spotyka się maski z innych materiałów. Maska jest elementem obowiązkowym. Na początku miała wymiar bardzo ważny, gdyż skrywała twarze prześmiewców, którym groziły surowe kary ze strony Hiszpanów, łącznie ze śmiercią. Dlatego „uszczelniano” ją chustami noszonymi na twarzy pod drucianą maską.

W tańcu z chinelos

Od kiedy żyję na ziemi Morelos wiele razy widziałem tańce chinelos. Nie jest to rzadkie, gdyż nie może się bez nich obyć żadna ważniejsza fiesta. Podrygujące, skaczące postaci kręcą się w grupie w rytm charakterystycznej muzyki, wybijanej na bębnach i obowiązkowo z sekcją dętą.

Raz miałem nawet okazję tańczyć wraz z chinelos... Zachęcony (czy: podpuszczony) przez grupkę przyjaciół. Nie uważam się za dobrego tancerza. Ba, w ogóle za tancerza! Ale taniec chinelos obserwowałem uważnie wiele razy, próbując go zrozumieć, dostrzec jego części składowe i technikę tańca. Wiele w nim spontaniczności i fantazji, a zasadniczym jego elementem jest podskakiwanie. A jako fan reggae, uczestnik wielu koncertów, rytmicznie podskakiwać potrafię. Więc, czemu nie?

Tak sobie pomyślałem później, że jako uczestnik tańca, bez maski ukrywającej twarz miałem nieco mniej wygodną sytuację niż otaczający mnie chinelos. Bo oni, nawet gdy taniec słabo im wychodzi, są anonimowi. Mój taniec miał konkretną twarz i imię. Niemniej, było wesoło, a przecież o to chodzi w dobrej zabawie. Przy następnej okazji wyjdę znowu do tańca. Wszak mam już za sobą jeden wytańczony epizod. Podobno: najtrudniejszy pierwszy krok!

15/02/2024

Uwaga na kaczora!

Buenos dias!

W centrum stolicy stanu Morelos, Cuernavaca, dokładnie naprzeciw monumentalnej katedry, mieści się jeden z najbardziej znanych tutaj ogrodów, Jardin Borda. Parków i ogrodów wypełnionych bujną roślinnością tutaj nie brakuje, wszak to Miasto Wiecznej Wiosny, jak określił niegdyś Cuernavaca niemiecki podróżnik i etnolog von Humboldt.

(S)pokój i niepokój

Nic dziwnego, że miejsce to od samego początku przyciągało wielu artystów oraz ludzi spragnionych spokoju i wypoczynku pośród piękna otaczającej natury. Niestety, od około dziesięciu lat skrajnie wzmożona przemoc, stanowiąca realne zagrożenie dla każdego tu przebywającego, odebrała miejscu miano spokojnego. Niemniej przechadzając się pośród zieleni i przyjaznego człowiekowi klimatu, można na chwilę zapomnieć o cieniach, które przecież posiada każda ziemska rzeczywistość. Szczęście na ziemi to chwile, dlatego warto łapać je, przeżywać i radować się, że są, pomimo i ponad.

Ogród

W ogrodzie Borda byłem kilka razy na przestrzeni kilku lat. Znane, wręcz kultowe miejsce, które warto odwiedzić. Czy raj na ziemi? Nie wiem. Pojęcie raju jest subiektywne, bo każdy może pojmować go i odczuwać w inny sposób. Muszę stwierdzić, że ogród za każdym razem, jak sięgam pamięcią, robi na mnie podobne wrażenie. Jakby nawet drzewa i rośliny zatrzymały się w swoim wzrastaniu, co przecież nie jest możliwe, gdyż wpisane są w zmieniający się cykl przyrody.

Bogacza stać

Jego początki związane są z postacią niejakiego Josepha Gouaux de Laborde Sánchez, zwanego potocznie don José de la Borda, żyjącego w XVIII w. Mający hiszpańsko-francuskie korzenie Borda był właścicielem kopalni srebra, który wyemigrował do Nowej Hiszpanii i tam dzięki swojej profesji impresaria dorobił się ogrmnego majątku budując kopalnie w Taxco oraz Zacatecas. Bogacz miał swoją pasję związaną z architekturą. Pasja i posiadane fundusze na jej praktykowanie zaowocowały wybudowaniem świątyni Santa Prisca w Taxco Guerrero, i również opisywanego ogrodu, noszącego imię swojego właściciela.

Don José Borda był człowiekiem bardzo pobożnym. Dlatego w obrębie ogrodu znaleźć możemy także nieduży kościół, który leżąc na łożu śmierci zlecił pobudować 30 maja 1778 r. Znajdujące się na terenie ogrodu zabytki architektoniczne zbudowane są w stylu wersalskim (wiadomo, Borda był pół Francuzem), jak również włoskiego baroku. Cały ogród kompozycją nawiązuje jednak do francuskiego, osiemnastowiecznego stylu.

Przyrodnicze ciekawostki

Swój ogród Borda traktował jako własną letnią rezydencję. Idealne miejsce na wakacje. Sztuczne jezioro, dwa pobliskie mu baseny, wielopoziomowe terasy, schody, a wszystko otoczone niezwykłą kolekcją botaniczną. Drzewa owocowe, zioła, mnóstwo charakterystycznych dla ziemi meksykańskiej roślin, skupionych w jednym miejscu, m.in. atoyaxocotl (śliwka), cacaloxitl (zwana kwiatem majowym), palma wachlarzowa, goździk, kopal, chaya, tlilsapotl, pascualxochitl (Gwiazda Betlejemska), zompantle, tzompancuahuitl, cuajinicuitl, matarata, cocoite, guaje, huacen, guamúchil, ahoacaquahutl (awokado), amate prieto, guajaba, święty liść, czy zapote. Przechadzając się ścieżkami pośród tych cudów natury rozpoznałem tylko niektóre z nich. Jednak nawet te bezimienne budzą mój zachwyt i zadziwienie.

Osobistości i zjawy w ogródku

Zresztą, nie tylko mój. Na przestrzeni historii przebywało tutaj i cieszyło się tym zielonym klimatem wiele znanych osobowości, m.in. Maksymilian Habsburg i jego żona Carlota, polityk Francisco I Madero (prezydent Meksyku w latach 1911-1913), rewolucjonista Emiliano Zapata, Sebastián Lerdo de Tejada (prezydent Meksyku w latach 1872-1876), gen. Francisco Leyva (czasy rewolucji meksykańskiej), dyktator Porfirio Díaz czy muralista Diego Rivera. Z całą pewnością bywała tutaj nie jeden raz nasza polska malarka Tamara Łempicka, która ostatnie lata życia mieszkała właśnie w Cuernavaca.

Legendy o jardin Borda wspominają, że czasami ukazują się tutaj duchy, np. mitycznego władcy azteckiego Moctezuma, Carloty – żony Maksymiliana Habsburga, czy... jakiegoś chudego, kościstego zakonnika. Widziany bywał ukryty między ciernistymi krzewami, ale mimo to nie raniły go. Stąd świadkowie mówią, iż była to zjawa. Prawdopodobnie zmarły dawno temu spowiednik rodziny Borda. Każdy zamek, każde znane miejsce ma jakieś swoje opowiastki i legendy. Są one jak sól nadająca lepszy smak całej potrawie. Łatwo się je zapamiętuje, i wcale nie potrzeba roztrząsać, czy są prawdziwe czy nie.

Kultura wśród roślin urosła

Dzisiaj w jardin Borda mieści się centrum kulturalne. Na jego terenie znajdują się czasowe wystawy malarstwa, rzeźby i fotografii oraz odbywają się koncerty, pokazy tańców czy przedstawienia teatralne. Jest tutaj także niewielka kawiarnia, a także naprawdę dobrze zaopatrzona w wartościowe książki z dziedziny kultury, sztuki i historii, księgarnia. A mnie osobiście dodatkowo cieszy, że jako legalny obywatel miasta nie muszę kupować biletu wstępu do tego miejsca, gdzie można pooddychać nieco zarówno sztuką, jak i cudownymi roślinami, wkomponowanymi w architekturę. Zawsze lubiłem przestrzenie łąk, zapach puszczy i dźwięki mieszkające w lesie. Szum fal i potęgę bezkresu oceanów. Podwodne łąki i szum wiatru na szczytach gór. Jardin Borda tego nie zastąpi, ale trochę wywołuje te wspomnienia i bez wątpienia daje odpocznienie. Ale czy... zawsze?...

Słodko-kwaśna przygoda z el Pato

Wybrałem się do Jardin Borda. Bez konkretnego celu, po prostu pochodzić sobie, może odkryć coś nowego w tym znanym mi miejscu. Krótka rozmowa z sympatyczną panią, która skupia w sobie trzy funkcje: strażniczka, bileterka i szatniarka. W szatni zazwyczaj ludzie nie zostawiają żadnych płaszczy czy kurtek. Bo tutaj zawsze klimat wiosenny! Ale jakieś torby, torebki i plecaki, owszem.

Udałem się nad spory staw, czy może bardziej kanał, otoczony stonowanym, betonowym obrzeżem. O tej porze nie ma tutaj zbyt dużo ludzi. Odpowiada mi to. Lubię moje samotne dalsze bub bliższe, wyprawy, pomimo iż czasami dobrze jest dzielić z kimś te same chwile i widoki.

Przystanąłem, by zrobić zdjęcie. Tafla wody odbija w sobie jak w lustrze okoliczne drzewa i krzaki o fantastycznych kształtach, z których każdy może ujrzeć coś swojego, przetworzonego przez osobistą fantazję, grę cieni i osobiście odczytane kształty. Lubię fotografować. To jakby próba zatrzymania ulotności chwili, widoku i odczuć. Jakaś kalka, bo przecież tylko realne spotkanie ma w sobie niepowtarzalną wartość.

Zapatrzony w obiektyw nie dostrzegłem, że ktoś zbliżył się do mnie. Poniżej kolan odczułem jakieś lekkie dotknięcie.

  • Pewnie jakiś pies, może wiewiórka? Pełno ich tutaj. Oswojone i dokarmiane przez turystów nie boją się ludzi – pomyślałem. Jednocześnie spojrzałem w dół.

Nie zgadłem. To był... kaczor! Duży. Kulturalnie chciałem go przywitać. Schyliłem się i wyciągnąłem dłoń. Niestety, nie każde stworzenie, podobnie jak i ludzie, są przyjacielsko nastawieni do innych. Twardy dziób chwycił moją dłoń i kolejny raz przymierzał się, by zaatakować. Wyprostowałem się. Niestety, tym razem dziób serią szybkich ukąszeń zaczął wbijać się w moje nogi. Zacząłem dość szybko odchodzić z tego miejsca, myśląc, że to rewir agresora. Albo, że w pobliżu jest jego małżonka ze stadkiem kacząt. Ale... wokół niczego nie dostrzegłem! Pospiesznie idę wzdłuż akwenu. Kaczor szybko biegnie za mną. Przyspieszam. On wskakuje do wody, aby dotrzymać mi kroku. I nadal podąża za mną, widocznie rozjątrzony. I to już od ponad dobrych kilkudziesięciu metrów! Co zrobić?! Nie mogłem się w żaden sposób uwolnić od tego wojowniczego kaczora.

Nagle wpadłem na jedyne w tym wypadku rozwiązanie, które nagle przyszło mi do głowy. Tuż przy wodzie ujrzałem nastoletnią parę. Może uciekli ze szkoły na wagary? Zapatrzeni w siebie, uśmiechnięci, objęci. Jak to zakochani... Postanowiłem po prostu przejść obok nich, żeby depczący mi po piętach prześladowca skupił na nich swoją uwagę. Plan się powiódł. Kiedy kaczor zauważył młodych, zbliżył się. Dziewczyna, bardziej odważna, wyciągnęła dłoń w kierunku ptaka. No, więc ten przywitał się z nią, jak wcześniej ze mną. Szczypiący ból wywołał pisk dziewczyny. A siedzący obok niej adorator szybko wstał i zaczął uciekać, zostawiając biedulkę samą. Ale na szczęście dla niej, kaczor zaczął go ścigać, bezlitośnie skubiąc po łydkach. Pomimo próżnych prób obrony młodzieńca.

  • Pinche cabron! - krzyczał chłopak, próbując nawet kopnąć kaczora. Im bardziej bronił się, on coraz bardziej atakował.

W duszy śmiałem się z tego zdarzenia, nawet pomimo odczuwalnych na moich nogach skutków ataku kaczora, strażnika ogrodu Borda. Do dziś nie wiem, czy on tak z natury, czy może wyszkolony, czy może jednak gdzieś przeoczyłem jego rodzinę, której bronił? A może po prostu nie lubił intruzów, a bardzo lubił zaczepki? Ot, taki meksykański zawadiaka, przypadkiem napotkany wśród piękna przyrody. Ale... przecież i on stanowił jej element. Równie piękny. Zrozumiałem, że piękno także może być męczące.


29/01/2024

Tylko Coca-Cola!

 Buenos dias!

W Meksyku niektórzy mówią, że meksykańskie noworodki piją nie jak wszędzie na świecie matczyne mleko, lecz wysysają z piersi swoich rodzicielek... Coca-Colę! Oczywiście, to pewna przesadnia, ale faktem jest, że Coca jest najpopularniejszym trunkiem meksykańskim. Specjaliści dowodzą, że faktycznie w Meksyku Coca-Colę serwuje się często dzieciom w wieku poniżej sześciu miesięcy życia. A przecież to czas, kiedy powinny pić jedynie mleko z piersi matki.

Początki, czyli pierwszy łyk

Chociaż napój jest kultowym produktem Stanów Zjednoczonych, to niektórzy twierdzą, iż posiada swoje korzenie w Meksyku. To tutaj bowiem jakiś podróżujący Amerykanin napotkał przy granicy Meksykanina, sprzedającego przy drodze wytworzone przez siebie napoje orzeźwiające. Smak jednego z nich zainspirował turystę do przeszczepienia go na swoją rodzinną ziemię. Zmodyfikował nieco recepturę i opatentował. Z czasem ten gazowany napój stawał się coraz bardziej popularnym i poszukiwanym. Tak to rozpoczął się wielki boom na Coca-Colę.

Historia

Być może osobą tą był człowiek, któremu przypisuje się wyprodukowanie Coca-Coli, farmaceuta dr John Pemberton. Ciekawe, że wynaleziony w 1886 r. w aptece Jacobs, w Atlancie (Georgia) napój miał być... lekarstwem na trawienie i ból głowy. Miał też dostarczać organizmowi energii i oddalać zmęczenie. Kiedy „lek” zyskał rozgłos, księgowy Pembertona, Frank Robinson naszkicował jego logotyp, a produkt nazwano „Coca-Cola”. W roku 1891, wraz z innym aptekarzem Asa G. Candler i jego bratem oraz wspomnianym wcześniej Frankiem Robinsonem. Wkrótce markę zarejestrowano w Biurze Rejestru i Własności Przemysłowej Stanów Zjednoczonych a jej rozpowszechnianiem zajął się koncern The Coca-Cola Company. Napój trafił na podatny grunt dla rozwoju, bowiem wspomagał ciężko pracujących przez wiele godzin lokalnych robotników w epoce wzmożonego rozwoju industrii. Sam wynalazca był uzależniony od morfiny i prawdopodobnie wierzył, że Coca-Cola wspomoże go w walce z uzależnieniem od niej. W swej istocie początkowo Coca-Cola była po prostu mieszanką czerwonego wina i kokainy.

Pożytek czy szkoda?

Wielbiciele gazowanego trunku wskażą a wiele jego zalet, z kolei przeciwnicy na wiele negatywnych skutków picia popularnej Coli. Zarzutów jest sporo. W niedawno przeczytanym artykule dowiedziałem się np. że Centralny Komitet Chin ds. Jakości Pożywienia zaliczył Coca-Colę do kategorii środków czyszczących rury kanalizacyjne. Można więc ją nabyć w sklepach chemicznych, na półce z innymi chemikaliami gospodarczymi do czyszczenia. Chińscy naukowcy na podstawie badań doświadczalnych na 500 więźniach, którym serwowano trzy razy dziennie przez sześć miesięcy dawkę Coca-Coli, szkodliwość Coca-Coli dla organizmu człowieka. Eksperyment zakończył się śmiercią 75 więźniów oraz infekcją 150 innych, pozostali zapadli na choroby chroniczne oraz wiele innych dolegliwości. Coca-Colę wycofano więc z wszystkich sklepów spożywczych i zdegradowano do rodzaju środka czyszczącego łązienkowe czy też kuchenne rury.

Wcześniej jednak rolnicy niektórych krajów azjatyckich doceniły wartość Coca-Coli jako skutecznego środka chemicznego na plagi owadów, w dodatku jest dużo tańszy niż profesjonalne substancje chemiczne do walki z plagami. A skutek przynosi taki sam.

W Turcji z kolei wytoczono koncernowi Coca-Coli proces, którego przedmiotem były schorzenia nabyte w wyniku jej spożycia, takie jak białaczka płucna, osteoporozę oraz choroby wątroby i tarczycy. Podobnie w Indiach, rozpowszechnianie Coca-Coli jest oficjalnie zakazane, ze względu na jej szkodliwość dla zdrowia ludzkiego. Podobnego zdania są rządy Anglii oraz Litwy i Ukrainy, które zakazały dystrybucji napoju w szkołach. Najbardziej zagorzali wrogowie Coca-Coli sugerują, że powoduje ona choroby nowotworowe.

A zalety?... Orzeźwia, dodaje energii, i oczywiście jej jedyne w swoim rodzaju walory smakowe. Jako ogromna firma zatrudnia również rzeszę pracowników, co np. w Meksyku jest szansą na w miarę stałą pracę. W Campeche, gdzie mieszkałem dwa lata, niedawno wtedy otwarta na obrzeżach miasta ogromna rozlewnia Coca-Coli pozwalał utrzymać się sporej grupie mieszkańców tego sporego miasta na Jukatanie.

Meksyk zanurzony w Coca-Coli

W żyłach Meksykanów płynie Coca. Trudno określić, dlaczego stała się tak popularna? Nawet w odległych, położonych w gęstym buszu meksykańskiej puszczy, współcześni Majowie raczą się Cocą. Dotarła nawet tutaj! Cena faktycznie nie jest wielka. Za to pojemności spore. W Europie nie znajdzie się butelko trzylitrowej Coca-Coli. A w Meksyku tak!

Spośród regionów, gdzie najwięcej się jej spożywa są tereny Chiapas. Tłumaczy się to potrzebą przemierzania przez tamtejszych Indian sporych dystansów, aby zakupić podstawowe do życia produkty. Niezbędna jest więc energia, którą daje im Coca-Cola.

Koncern Coca-Cola chwali się, że każdego dnia w ponad 200 krajach na całym świecie 700 tys. osób spożywa 2100 milionów racji tego napoju. Tę statystykę z całą pewnością podnoszą Meksykanie, którzy są bezsprzecznym liderem na światowej liście konsumentów tego napoju. Około 70% obywateli Republiki Meksykańskiej wybiera spośród licznych, słodzonych napojów butelkowych, właśnie Cocę. Sensacja?... A jak skomentować, że podczas kosmicznej wyprawy Challengera w 1985 r. na pokładzie tego statku kosmonauci popijali sobie Colę ze specjalnie do tego przygotowanych puszek?

Prezydent z butelką w dłoni

Swoją karierę w koncernie Coca-Cola, Vicente Fox Quesada rozpoczął od zera. W 1965 r. był dystrybutorem, a potem superwizorem tras ciężarówek dostarczających napój do wyznaczonych miejsc sprzedaży, już pięć lat później objął funkcję krajowego dyrektora działań (Director Nacional de Operaciones) a w 1971 dyrektora techniki handlu (Director de Mercadotecnia), aby w końcu zasiąść na stołku prezydenta Coca-Coli na rynek Latynoamerykański. Przy wsparciu wicedyrektora ds. marketingu koncernu The Coca-Cola Co. Sergio Zymana miał wielki wpływ na zarząd oraz administrację całej spółki.

Równocześnie z wielkimi ambicjami i karierą w koncernie kwitła kariera polityczna Foxa, która doprowadziła go do objęcia w roku urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych Meksyku (kadencja od 1 grudnia 2000 do 30 listopada 2005), z ramienia konserwatywnej partii PAN (Partido Acción Nacional). Kto wie, czy nieco nie przyczyniła się do tego sukcesu właśnie Coca-Cola. Umiejętność znakomitego marketingu, z którym Fox zapoznał się w koncernie i także dobre relacje i wsparcie amerykańskiego prezydenta George W. Busha. Oczywiście, środki na kampanię nie były pewnie wielkim problemem przy wsparciu potencjału spółki Coca-Cola. Widać, że ten orzeźwiający napój nie tylko może doprowadzić do różnych schorzeń, ale także do fotelu prezydenta.

Siła produktu: reklama

Bez wątpienia najmocniejszą stroną marki i zarazem przyczyną jej sukcesu jest nie tyle oryginalny smak, co umiejętnie przygotowana i rozpowszechniana różnymi środkami na dużą skalę, reklama. Popularności, a właściwie jej pasjonatów, przysparza również... uzależnienie od napoju, który zawiera w sobie kofeinę. Od pozornie niewinnego, regularnego spożywania Coca-Coli ludzki organizm może się dość łatwo uzależnić. Jednak dominującym czynnikiem ogromnej rzeszy konsumentów jest reklama. W Meksyku jest jej mnóstwo! Poniżej znajdziecie slogany reklamowe, które na rynku hiszpańskojęzycznym zachwalały i przyciągały do jej spożycia.

1886: Disfrute Coca-Cola (Zaczerpnij przyjemność z Coca-Coli)

1929: La pausa que refresca (Przerwa, która orzeźwia)

1959: Coca;Cola refresca mejor (Coca-Cola orzeźwia lepiej)

1963: Todo va mejor con Coca-Cola (Wszystko idzie lepiej z Coca-Colą)

1970: El sabor de la vida (Smak życia)

1976: Coca-Cola da más vida (Coca-Cola da więcej życia)

1982: Coca-Cola es así (Coca-Cola jest właśnie taka)

1987: Sensación de vivir (Odczucie życia)

1993: Siempre Coca-Cola (Zawsze Coca-Cola)

2000: Vívela (Żyj nią)

2001: La vida sabe bien (Życie dobrze wie)

2003: Coca-Cola, de verdad (Coca-Cola, naprawdę)

2006: El lado Coca-Cola de la vida (Przy boku Coca-Coli życia)

2008: Desde 1886 repartiendo felicidad (Od 1886 rozpościera się szczęście)

2009: Destapa la felicidad (Odkorkuj szczęście)

2014: Estas navidades haz feliz a alguien (Te święta Bożego Narodzenia sprawią komuś radość)

Post Scriptum

Zastanawiam się, jak wyglądało by życie w Meksyku bez Coca-Coli? Czy Meksykanie przeżyliby bez niej? Rozglądając się dookoła, nawet gdyby było to możliwe, to bardzo trudne. Bo Meksykanie nie tylko lubią, ale wręcz kochają Cocę! Wydaje się, że niektórzy ludzie mogą żyć bez miłości. Ale... co to za życie? Mieszkańcy Meksyku, i nie tylko, wiedzą dobrze o szkodliwości napoju, ale mimo to wybierają go spośród wielu innych, dostępnych do spożycia. Osobiście wybieram zawsze świetne, świeże soki z tutejszych owoców. Albo zwykłą wodę. Czasami zdarzy się, że skosztuję Coca-Colę light. Żeby nie zapomnieć jej jedynego w swoim rodzaju smaku.

Chwiejnym krokiem

  Buenos dias! Alkoholizm jest chorobą, która bazuje na uzależnieniu od alkoholu. Staje się problemem wpisywanym w poziom zdrowia publiczne...