29/03/2023

Przy dźwiękach mariachi

Buenos dias!
Korzeni grup mariachi można doszukiwać się w popularnej muzyce artystów z Nowej Galicji (dzisiejsza Guadalajara), niektórzy określają dokładne miejsce oraz czas ich powstania – Cocula, koniec XIX w. Stamtąd przenieśli się do stolicy, Miasta Meksyk.

Słowo jak wizytówka

Etymologię nazwy mariachi trudno jednoznacznie określić. Niektórzy twierdzą, że wiąże się ona z czasami okupacji francuskiej. Był to czas tzw. wojny ciasteczkowej (1838-1839), kiedy Francuzi angażowali grupy mariachi w granie na weselach (francuskie mariage).

Inni twierdzą, że słowo „mariachi” pochodzi od mieszanki słów: hiszpańskiego Maria i lokalnego języka miasteczka coca ski, son, co miało oznaczać „dźwięki”. Całe zdanie można przetłumaczyć więc jako: „W hołdzie Maryi; ku chwale Maryi”. Według tej hipotezy, nazwa związana jest z mieszkańcami Cocula, którzy czcili Niepokalane Poczęcie. To maryjne święto Indianie poznali w roku 1528 za przyczyną fray Miguela z Bolonii.

Istnieje jeszcze inna próba tłumaczenia nazwy mariachi. Według niej słowo pochodzi z języka maya. Słowo marreamchi znaczyć ma: ci, którzy posiadają tę samą krew; moi krewni, lub: ci, którzy posiadają tego samego ducha. Ta teoria jednak nie jest potwierdzona, a nawet nie jest pewne, że słowo istnieje w języku maaya t'aan.

Gwiazdy i gwiazdeczki

Nieodłączne instrumentarium to gitara klasyczna, mała gitara vihuela, skrzypce, trąbki oraz tzw. guitarron (spełniający rolę basu). W muzyce mariachi wybrzmiewa muzyka ranchera (pierwotne źródło ich muzyki), ale także bolero, muzyka klasyczna czy symfoniczna. Oczywiście, muzyka mariachi ma swoich niekwestionowanych bohaterów, legendy tego gatunku, jak chociażby José Alfredo Jiménez Sandoval, Miguel Aceves Mejía, Juan Valentin, Los Dos Oros, Vicente Fernández, Felipe Arriaga, David Reynoso, Silvestre Vargas Vázquez, Jorge Negrete, Pedro Infante, Pedro Fernández i Javier Solís. Muzyka mariachi to nie tylko domena mężczyzn. W historię wpisały się charyzmatyczne kobiety, takie jak Flor Silvestre, Lola Beltrán, Guadalupe Pineda, Aída Cuevas, Chayito Valdéz, Lucha Villa, María de Lourdes, czy Angeles Ochoa.

Smutne dźwięki w lokalnej kantynie

A o czym tak muzycznie nucą sobie owi mariachi? Główną tematyką jest miłość i związany z nią świat ludzkich emocji, czasami skrajnych. Od wielkiego szczęścia i radości niedaleko jest bowiem do wielkiego zawodu, smutku i bezbrzeżnej samotności. Teksty piosenek obrazują to w poetycki sposób, a rzewne dźwięki niemal namacalnie wypełniają serca słuchaczy nie ukojonym żalem. Nic dziwnego, że tego typu twórczość doskonale wpasowała się w cantinas (rodzaj podrzędnych barów tylko dla mężczyzn, gdzie koili swoje smutki przy butelce tequilli), Bywałem wieczorami w cantinas. W lokalnych, niewielkich miasteczkach mają swój niepowtarzalny klimat. To miejsce dla tubylców, ale mimo to przyjazne. Dopóki jakiś macho zbyt wiele nie wypije wtedy zdarzają się bójki. Dawniej kończyły się nawet strzelaninami. Nie zawsze więc spokojna muzyka koi ludzkie żale. Przy kieliszku wypełnionym po brzegi złotawym napojem łatwiej jest zapomnieć o zdradzonej, utraconej na zawsze miłości. Nawet, gdy to tylko lekarstwo na niedługi czas. Rozdartego serca nie uleczy żaden alkohol.

Oto kilka wybranych fragmentów tekstów znanych artystów – mariachi:

  • Jeżeli będę żył sto lat, sto lat będę myślał o tobie (Pedro Infante)

  • Miłość jest udręką, męczarnią tak boską, że kradnie po trochu naszą duszę, życie oraz serce (Pedro Infante)

  • Ileż świateł zostawiłaś zapalonych, jak je teraz zdołam ugasić? (Jose Alfredo Jimenez)

  • Śpiewam, żeby żyć, żyję aby śpiewać (Vicente Fernandez)

  • Ludzie, którzy potrafią płakać, oczyszczają wewnątrz swoją duszę (Vicente Fernandez)

  • Trzymam się twojej miłości i chociaż jej nie posiadam, nie potrafię ciebie zapomnieć (Vicente Fernandez)

  • I po co mi grobowiec, skoro już mnie pogrzebałaś za życia? (Vicente Fernandez)

Kulturka

Swoje sentymentalne, nostalgiczne nuty, mariachi łączą z elementami poczucia własnej tożsamości narodowej i nacjonalizmu meksykańskiego, który jest przejawem orgullo mexicano (meksykańskiej dumy). Wpisują się w niematerialne dziedzictwo kulturowe UNESCO, i nawet od roku 2004, 21 stycznia obchodzą swoje doroczne święto: Dia Internacional del Mariachi. W orzeczeniu Unesco z 2011 r. znajdziemy krótkie uzasadnienie wpisania grup mariachi w światowe dziedzictwo kultury: „Tradycyjna muzyka jest fundamentalną częścią kultury meksykańskiej poprzez którą przekazywane są wartości, dziedzictwo, historia oraz różne języki indiańskie”.

To wszystko złożyło się na to, że mariachi i ich muzyka stanowią najbardziej reprezentatywną formę muzyczną Meksyku. Grupy muzyków rozsiane są po całym kraju, jednak niewątpliwą stolicą pozostaje Guadalajara i Jalisco a także rejony centralne. Popularni są w stanach Colima, Michoacán czy Zacatecas,

W stolicy miejsce, gdzie praktycznie zawsze można spotkać mariachi jest plac Garibaldiego (Plaza Garibaldi). Wokół placu znajduje się sporo restauracji, gdzie obowiązkowo trzeba posłuchać ich muzyki. Można również ich wynająć na okolicznościowe imprezy, które uprzyjemnią profesjonalnie zagraną muzyką.

Modnisie

Mariachi można poznać nie tylko po tym, że dźwigają swoje instrumenty, ale także po ubiorze. To dawny, tradycyjny ubiór meksykańskich chłopów (a dokładniej charro), ale wszelkie zdobienia w nim, a jest ich niemało, zapożyczone zostały od Hiszpanów, np. srebrne guziki i ozdoby. Stroje szyte są na miarę i doskonale dopasowane osobno do każdego członka zespołu. Pod szyją każdego muzyka nie może zabraknąć szerokiej, ozdobnej kokardy, która jest rodzajem krawata, który jest różnie nazywany: corbata charra, lazo Mariachi lub moño charro. Dźwięki należy także „dowyglądać”; dopełnić swoim schludnym, eleganckim ubiorem. Nie ma lipy! Zdobione sombrera, czyli kapelusze z bardzo dużymi rondami stały się znakiem rozpoznawczym nie tylko muzyków, ale też meksykańskiej kultury. Żywym symbolem tego, co od pierwszego spojrzenia kojarzy się z Meksykiem.

Ich obecność i rolę doceniał np. Porfirio Diaz, który przy ich muzyce obchodził święta: swoje urodziny oraz uroczystość dla uhonorowania sekretarza amerykańskiego Elihu Root (1905 i 1907). muzykę mariachi docenił także Lázaro Cárdenas ówczesny kandydat na stanowisko prezydenta Meksyku, aby zespół Mariachi Vargas de Tecalitlán (założony w 1898 r. przez Gaspara Vargas) uczestniczył w jego kampanii elektoralnej na to stanowisko.

Sursum cithara!

Mariachi dbają o swój wizerunek. Nie ma wśród nich przypadkowych grajków, którzy wydawali by fałszywe tony. Niegdyś przynależność do zespołu mariachi była zaszczytem i nobilitacją, nie tylko w środowisku muzycznym. Zarówno z nimi, jak i z ich muzyką, spotykałem i spotykam się bardzo często. Grają podczas ślubnych ceremonii, tradycyjnych tutaj „piętnastek” dziewczynek (swoiste oficjalne wprowadzenie kończącej 15 lat dziewczyny w dorosłość, które dokonuje się podczas Mszy św.), występują podczas manifestacji patriotycznych, dają koncerty... W miejscach często odwiedzanych przez turystów dorabiają graniem w restauracjach. Bywa (kiedyś częściej, dzisiaj... zdarza się) zapraszani przez zakochanych chłopców, żeby zagrali jakąś romantyczną serenadę pod balkonem czy oknem jego wybranki. Czasami rodzina zaprasza zespół, żeby akompaniował ceremonii pogrzebowej, chociaż nie jest to regułą. Zakres więc wykonywanych usług jest spory. Dla znanych muzyków czy zespołów to źródło utrzymania, dla innych – dodatkowego zarobku do innej wykonywanej pracy.

Muzyków potyczki

Rok temu na jednym z placów miasta Toluca dwie grupy mariachi stoczyły ze sobą bójkę, która uwieczniona została przez jednego ze świadków zdarzenia. Poszło prawdopodobnie o miejsce. Popularny, uczęszczany plac jest nie lada kąskiem. Dwie grupy, w białych koszulach oraz druga w czarnych strojach, zaczęły się okładać pięściami. Surrealistyczna, ale całkiem prawdziwa sytuacja. Kultura, szarmanckość oraz wszelkie maniery poszły w las. Wiadomo, że często gdy pojawia się kwestia finansowa, one zanikają. Musiała interweniować policja. W całym zdarzeniu widać miłość do muzyki, bowiem nikt nie użył np. gitary, żeby ją widowiskowo roztrzaskać na głowie przeciwnika. Widać też grupową solidarność: „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!”. A dla turystów płynie z tego pewna nauka: uważajcie, żeby łagodni z natury mariachi nie zmienili się w stado groźnych wilków! Dawajcie sute napiwki, a będziecie na pewno bezpieczni. Więcej... słodkie dźwięki wydobywane przez muzyków mariachi pewnością uprzyjemnią wam posiłek, a zamówiony przez mężczyznę utwór zmiękczy nawet najtwardsze serce ukochanej kobiety.



14/03/2023

Viva Tortilla!

Buenos dias!
W codziennym pożywieniu meksykańskim nieodzownym elementem i bezsprzeczną królową stołów jest tortilla. Rzec by można: chleb powszedni, którego nie może zabraknąć w żadnym domu.

Boski pokarm

Podstawowym produktem, na którego bazie opiera się pożywienie Meksykanów jest kukurydza. Nie dziwi więc, że tortilla wytwarzana jest właśnie z masy kukurydzianej. Przy czym nie można porównywać spotykanego czasami w Europie placka, którego w fast-foodach europejskich czy niektórych supermarketach nazywa się tortillą. Ten nijaki placek nie ma dosłownie nic wspólnego z meksykańską tortillą, a jego nazwa jest nieadekwatna do tego produktu. Ażeby poczuć smak i zapach prawdziwej tortilli, należy się udać tam, gdzie jest jej ojczyzna.

Od początku istnienia kultur Indian Mezoameryki, znani byli bożki związani z kukurydzą, którzy zajmowali naczelne miejsca w panteonie licznych bóstw. Cinteotl (bóg delikatnej, dojrzałej kukurydzy), Xilonen (bóg kukurydziana kolba), Chicomecoatl (bogini siódmy wąż), Saciskukiliwatkan (władca kukurydzy), Otuanaka (bogini udomowionej kukurydzy i żona wspomnianego wcześniej władcy kukurydzy). Ku ich czci regularnie odbywano święta, z obowiązkowymi tańcami i śpiewami, a także składano ofiary. Praktycznie każde z plemion czciło, pod różnymi imionami, bożka związanego z kukurydzą. Aztecka legenda wspomina, że na długo przed odkryciem Ameryki, jej mieszkańcy posilali się różnymi roślinami i zwierzętami. Ich marzeniem było spożywanie kukurydzy. Rosła ona jednak w wysokich, niedostępnych górach. Ludzie prosili więc wielu bogów, żeby przyszli im z pomocą. Postanowili ułatwić ludziom drogę do zdobycia pokarmu. Jednak nie zdołali tego uczynić. Ludzie zwrócili się na potężnego boga Quetzalcoatla. Potrzebowali bowiem kukurydzy, żeby mieli mąkę i mogli z niej wyrabiać chleb. W odróżnieniu od bogów, Quetzalcoatl nie chciał siłą zdobyć tego daru dla ludzi, lecz pomysłowością. Zamienił się więc w małą, czerną mrówkę. Nikt nie rozumiał, dlaczego zdecydował się zamienić w tego owada. Zaprosił czerwoną mrówkę, żeby towarzyszyła mu w drodze przez góry. Była ona bardzo długa i uciążliwa. Wreszcie mrówki dotarły do celu. Przed nimi rozpościerało się pole wypełnione roślinami kukurydzy, której tak bardzo pragnęli ludzie. Zbliżyły się do kolby żółtej kukurydzy, która wydawała się im najbardziej apetyczna. Mrówki wzięły jedno ziarnko i niosąc ten ciężar wyruszyły w powrotną drogę. Pomimo trudu, starały się nie zgubić po drodze tego cennego skarbu w kolorze słońca. Aztekowie z wielką radością przyjęli mrówki i ich dar. Czarna mrówka (w rzeczywistości bóg Quetzalcoatl) pragnęła podziękować czerwonej mrówce za towarzyszenie i dzielenie trudu wyprawy. Bożek obiecał jej to wynagrodzić. Aztekowie szybko wsadzili przyniesione ziarno w ziemię. Od tego czasu mogli sycić kukurydzą swoje dzieci, żeby wyrastały na zdrowych i silnych ludzi. A Quetzalcoatl od tego czasu stał się dla Indian jednym z najbardziej czczonych bogów, którym należała się wdzięczność.

Kukurydziany szał

W ważnym centrum kultycznym środkowego Meksyku, przystolicznym Teotihuacan na jednym z naściennych malowideł przedstawiony jest bożek posiadający atrybuty boga deszczu, który na ramionach niesie kosz wypełniony kolbami, a w ręku dzierży roślinę kukurydzy. U Majów wizerunek bożka kukurydzy Yum K'aax możemy dostrzec w dawnych kodeksach czy na ceramice. Postać wspominają również teksty kolonizatorów. Świadczy to o stałej obecności w dużej rozbieżności czasowej tego produktu kulturowego, od okresu Przedklasycznego (2000 przed Chr. - 200 po Chr.) aż do dzisiejszych czasów. W innych kulturach spotyka się m.in. legendę, która pokazuje stworzenie człowieka jako ukształtowanie go z masy kukurydzianej. Wszelkie podania oraz legendy o kukurydzy łączy jeden fakt: jest ukazywana jako pokarm zapewniający życiową siłę, bez której nie może istnieć świat ludzi.

Odmian kukurydzy jest mnóstwo. Różnorakie kolory, kształty i wielkość. Smak podobny. Zawsze... kukurydziany!

Krótka historia tortilli

Początki tortilli sięgają 500 w. przed Chr. i wielu badaczy umiejscawia je w stanie Oaxaca. Chociaż może narodziła się gdzie indziej? Np. w stanie Tlaxcala, której nazwa znaczy dosłownie: „Miejsce Kukurydzianej Tortilli”. Od tysięcy lat sposób przyrządzania ich jest taki sam. Wystarczy uczynić masę z kukurydzy, dodać sproszkowanego wapna i nieco wody. Proste?... Dzisiaj przy ulicach miasteczek i miast wytwarzaniem ich zajmują się niewielkie fabryczki (tortilleria), które w surowej postaci sprzedają na kilogramy równo uformowane, okrągłe tortille, które potem wystarczy wrzucić na rozgrzaną, metalową płytkę na piecu i po kilku sekundach można rozkoszować się naszym placuszkiem, przeważnie mieści się pomiędzy 12 a 18 cm, i jest grubości 1-2 mm.

Najlepsze tortille to te ręcznie robione, bez żadnych przyrządów, maszyn do tworzenia masy z kukurydzy, zgniataczy, itp. Pierwsze mechaniczne maszyny do wyrobu tortilli pojawiły się pod koniec XIX w. W wioskach Majów, które odwiedzałem, właśnie ręcznie formowane, bez żadnych przyrządów, opiekane na kawałku nierównej blachy na wolnym ogniu, miały swój niepowtarzalny aromat oraz smak. Pachniały puszczą, która stanowiła scenerię do ich spożywania, spracowanymi, kobiecymi dłońmi, które je formowały, prostotą i miłością, oraz uśmiechem, z jakim mi je podawały majańskie gospodynie.

Tortilla nie jedno ma imię

Tortilla stanowi wyjściową bazę do przyrządzania znacznej ilości potraw meksykańskich. Tak więc:

  • tacos – tak nazywana jest tortilla, na którą nałoży się nieco mięsa, przypraw, itp.

  • kiedy wcześniej zanurzy się tacos we wrzącej oliwie , będziemy mieli tzw. tacos dorado, czyli „pozłacane taco”

  • kiedy zwiniesz tacos (wypełnione nieco farszem) i zanurzysz go we wrzącym oleju, uzyskuje się flautas, czyli „fleciki”

  • kiedy w środek tacos umieścić rozdrobniony, biały ser, zamieni się w quesadilla

  • jeżeli rozdrobniony, biały ser, wraz z salsą, umieści się na wierzchu tacos, otrzymamy enchilada suiza

  • jeżeli potnie się tortillę na mniejsze kawałki, na chwilę umieści w głębokim oleju, a następnie położy się na nią chile oraz ser, zamieni się w chilaquiles

  • większy i grubszy kawałek tortilli, ubogacony dodatkami na zewnątrz to huarache, czyli „podeszwa”

  • jeżeli potnie się tortillę na wąskie kawałki (na kształt makaronu), upróży się je na oliwie i włoży do swego rodzaju pomidorówki na bazie rosołu, doda śmietany białego sera i owoc adwokata, otrzymuje się smakowitą sopa de tortilla; zupę z tortilli.

  • kiedy potnie się tortillę w trójkąty i zanurzy się we wrzącym oleju, otrzyma się totopos

  • kiedy usmaży się tortillę aż nieco stwardnieje, nałoży się na nią dodatki, otrzyma się pożywne tostadas...

Są to tylko wybrane specjały z kuchni meksykańskiej, która, jak widać, nie może obyć się bez tortilli. Oczywiście, zarówno dodatki, jak i nazwy tych samych potraw na bazie tortilli, mogą różnić się w zależności od regionu czy nawet miasta. Jednak to, co je wszystkie łączy, to tortilla, którą każdego dnia konsumuje w różnorakiej postaci aż 94% wszystkich Meksykanów.

Potwierdzają to oblegane zwłaszcza wieczorami taquerias, gdzie serwuje się tacos. Przydomowe, niekiedy bardzo ciasne miejsca konsumpcji. Wiele z nich normy europejskie nie dopuściłyby tych lokali do użytkowania. Ale mają swój wyjątkowy klimat, którego nie doświadczy się nigdzie indziej. Tacos z całą gamą różnych dodatków dogodzą najbardziej wybrednym smakoszom. W ich składzie, zależnie od wybranego rodzaju, znajdziemy różnego typu mięso (głównie wieprzowe lub wołowe), oraz posiekaną kolendrę, cebulkę, czasem rzodkiewkę, drobne kawałeczki świeżego pomidora, sok ze świeżej limonki, no i ostry sos chili. To dodatki, które każdy sobie może dodać do gotowego zestawu. Nieco egzotyczne dla niektórych może wydawać się jedzenie drobno posiekanych krowich gałek ocznych, języka czy głowy. Są też wersje tacos z dodatkami np. krewetek, czy wersja wegańska. Klient nasz pan! Dlatego odmian tacos jest mnóstwo.

Smaczny pocałunek zakonnicy

Co jakiś czas lubię odwiedzać okoliczne taquerias. Nie tylko ze względu na jedzenie, ale na klimat tam panujący i możliwość poznania i porozmawiania z ludźmi. Jako ciekawy i dociekliwy badacz meksykańskich dróg i bezdroży, czasem spotykają mnie ciekawe przygody. Jak chociażby ta...

  • Buenas noches! - mówię wchodząc do dość przestronnej, jak na tę okolicę, taquerii. Nauczyłem się już rozpoznawać najlepszy czas, kiedy nie ma jeszcze tłoku smakoszy tacos, więc chociaż klienci już są, nie ma problemu ze znalezieniem wolnego stoliczka. Ta dzielnica nie należy do bezpiecznych, ale przecież trzeba normalnie funkcjonować i żyć nie w strachu, lecz w wolności chwili, właśnie dlatego rozkoszując się nią jakby była ostatnią na tej ziemi.

  • Buenas noches, joven! - odpowiada jedna z dwóch pracujących tutaj pań, uwijając się pomiędzy plastikowymi stolikami. Uśmiechnąłem się na to „joven” (młodzieńcze)... Mam prawie pół wieku, i to już chyba jedne z ostatnich miejsc, gdzie mogę usłyszeć taką przesadnię.

  • ...co podać? Tutaj jest karta – podaje mi zalaminowaną i dwustronnie zadrukowaną kartkę formatu A-5.

    Czytam menu. Tradycyjnie na pewno wezmę tacos al pastor. Tych nigdzie nie brakuje. One najbardziej mi smakują. Ale jeszcze spróbowałbym coś nowego... Spoglądam na listę. Spora. Bo i lokal sporawy. Tacos de canasta, de guisado, de suadero, de bistec, de carne asada, de arrachera, campechanos, de longaniza, de machitos... Doszedłem zaledwie do jednej trzeciej listy. Wreszcie mój wzrok padł na ciekawą nazwę tacos, których jeszcze nie próbowałem.

  • Czy mogę zapytać, co to specjał? Nazwa mnie zaciekawiła: beso de monja (całus zakonnicy)

  • No, z wołowiną...

  • Ale skąd taka nazwa? Dały im początek zakonnice, czy jakiś sfrustrowany kucharz, nieszczęśliwie zakochany w mniszce, na jej cześć dał taką nazwę wymyślonemu rodzajowi tacos?

  • Nie wiem. Ale w całym kraju można spotkać te tacos, to nie lokalna nazwa... Są też ciastka o tej nazwie, nie u nas, ale są. W jakieś piekarni w mieście na pewno można znaleźć.

  • Dobra, może się kiedyś dowiem. Niemniej, chcę spróbować... pocałunku mniszki, bo... jeszcze nie znam! Dwa całusy więc poproszę. I trzy tacos al pastor.

    Pani chwyciła mój dwuznaczny dowcip.

  • To duża tortilla, ten rodzaj... Trzy razy takie, jak normalna wielkość.

  • To jeden całus. Na spróbowanie.

Faktycznie, porcja pocałunku zakonnicy miała ponad przeciętny rozmiar. Nie tak duża, jak huarache, ale nie tak mała, jak zwykłe taco. Smakowita. Kolejny krok w kukurydziany świat bogactwa smaków, jakie znaleźć można tylko tutaj. Nigdzie indziej. To właśnie tworzy wyjątkowość i piękno przeżywanych chwil.

Spoglądam jeszcze na wypisany odręcznie na białej, chropowatej ścianie napis: Un taco al día es la llave de la alegria (Jedno taco dziennie jest kluczem do radości). Coś w tym jest... - pomyślałem i uśmiechnąłem się do siebie.

Chwiejnym krokiem

  Buenos dias! Alkoholizm jest chorobą, która bazuje na uzależnieniu od alkoholu. Staje się problemem wpisywanym w poziom zdrowia publiczne...