24/11/2022

Piłka, bramka, gol, czyli futbol po meksykańsku

Tuż przed meczem otwarcia Mistrzostw Świata w piłce nożnej 2022 w Katarze, kiedy drużyna Polski miała zmierzyć się z meksykańską kadrą narodową, wielu Polaków, ale i Meksykanów, znając moją miłość do krainy kaktusów, tacos i tequili, pytało z ciekawością:
- Jak obstawiasz wynik dzisiejszego meczu?
- Remis – odpowiadałem z sercem rozdartym pomiędzy ojczystym krajem a moją drugą ojczyzną.
Ostatecznie faktycznie był remis. Bohaterem meczu został bramkarz Ochoa, który obronił rzut karny, nie wykorzystany przez „Lewego”.


Wspólne dobro narodowe

Meksykanie przepadają za piłką nożną. Nie tylko oglądają mecze na stadionach i w telewizji, ale sami chętnie grają w piłkę kopaną. Grają dzieci, młodzieńcy, dorośli oraz ludzie w podeszłym wieku. Kobiety i mężczyźni, chłopcy i dziewczęta. Płeć piękna zadziwia zarówno waleczną walką na boisku, jak i umiejętnościami. To pokazuje, że piłka nożna, choć zdominowana przez mężczyzn, wcale nie musi być gorszą w wydaniu kobiecym. Wielokrotnie podziwiałem, a nawet grałem na boisku z kobietami, które niejednokrotnie zawstydzały mnie swoją grą. Nic dziwnego, bo sport ten jest po prostu częścią życia wielu Meksykanów. Spotykałem ludzi, którzy doskonale znali skład „orłów Górskiego”, oraz najbardziej znanych zawodników w historii polskiego futbolu.

Drużyna i duma państwowa

Drużyna narodowa Meksyku (Selección masculina de fútbol de México) jest najbardziej utytułowaną drużyną Ameryki Północnej. Nie chcę przytaczać statystyk, osiągnięć, nagród i sukcesów, gdyż każdy łatwo je może znaleźć, ale warto wspomnieć dwie ciekawostki: najwyższe zwycięstwo, w meczu z Wyspami Bahama (13:0) oraz największą porażkę z Anglią (0:8).

Oczywiście, na mapie świata nie jest wyjątkiem narodowa miłość do piłki. Rozgrywki sportowe rozpalają patriotyczne uczucia i nacjonalizm, i w Meksyku staje się w jakiejś części wyrazem mexicanidad. To pojęcie, które trudno sprecyzować. W kontekście meksykańskim to swego rodzaju „tożsamość nieokreślona”. Poczucie jedności z narodem, jego historią i tradycją, kulturą i stylem życia, słynne orgullo mexicano (duma meksykańska) a zarazem z drugiej strony pewne dezorientacja, jak to opisał Octavio Paz w „Labiryncie samotności”, która staje się esencjalnym, egzystencjalnym problemem każdego Meksykanina, który ukrywa pod maską radości licznych fiest. A taką wielką fiestą jest wspólne kibicowanie reprezentacji narodowej. W mniejszym stopniu, podobnie jak w innych krajach, widać też okazję do wyrażania swojej lokalnej tożsamości poprzez huczne zabawy podczas meczów lokalnych drużyn.

Stadiony i pola

Trzy najbardziej znane pierwszoligowe drużyny Meksyku pochodzą ze stolicy. Są to America, Cruz Azul i Pumas UNAM. Nie można zapomnieć o innych dwóch najsilniejszych drużynach, jakimi są Tigres UANL, Chivas, Toluca oraz CT Monterrey.
Każde większe miasto posiada swoją lokalną drużynę, i – co się z tym wiąże – zagorzałych kibiców, którzy zawsze głośno manifestują publicznie swoją przynależność do grupy jej fanów. Naczelna liga, w ramach której zmagają się poszczególne drużyny o miano najlepszej w kraju obecnie nazywana jest BBVA MX (wcześniej zwana Liga Mayor a następnie Primera Division). Reklama i sponsorzy wdzierają się i do Meksyku, dlatego cztery pierwsze litery obecnej nazwy ligi podkreślają rolę jej głównego sponsora, banku Bancomer. W skład pierwszej ligi meksykańskiej wchodzi osiemnaście drużyn. Tuż obok wielkich stadionów, gdzie grają gwiazdy futbolu, w każdym zakątku ziemi meksykańskiej znaleźć można kawałki łąki czy pola, gdzie miejscowe ekipy rozgrywają między sobą zażarte boje. Wystarczy trochę przestrzeni, nieskładnie zbite z sękatych, krzywych żerdzi bramki i... można grać! Zawodnicy z bogatszych terenów mają nawet swoje koszulki. Czasami boiska z prowizorycznym oświetleniem, bo niekiedy mecze odbywają się nocami, po całodziennej pracy. Jest w tym wszystkim wielka pasja. Każde spotkanie ma wymiar i rangę międzynarodowego. Ba, międzygalaktycznego!

Idąc na mecz

Podczas gry nie może zabraknąć najbardziej używanych, potocznych zwrotów odnośnie gry: salimos (idziemy; wychodzimy), voy solo (idę sam; w sensie: ciągnę tę akcję solo), van los dos al choque (dwóch idzie na starcie), juegue! (graj; w sensie: kontynuuj, zaczynaj, zacznij grę), Gol; gana (gol; wygrana), reta, reta! (masz wyzwanie; zadanie). Czy to w rozgrywkach reprezentacji narodowej, pierwszoligowej czy podwórkowej (a raczej: polnołąkowej...) , wśród Meksykanów panuje optymizm. Przynajmniej przed meczami. Jest motywacja, cel, ale jest również radość z samej gry, co przecież moim zdaniem jest najważniejsze. Nie na darmo czasami słyszy się z ust piłkarzy: Si perdemos seremos los mejores, si ganamos seremos eternos (Jeżeli przegramy będziemy i tak najlepsi, jeżeli wygramy – staniemy się wieczni).

A w tegorocznym mundialu życzę zarówno reprezentacji Polski, jak i Meksyku, po prostu wspaniałych spotkań. Tak sobie myślę, że miałbym wielki dylemat, gdyby w tych mistrzostwach obydwie drużyny dotarły do finału i miałyby grać ze sobą o pierwsze miejsce. Wtedy ostatecznie remis nie jest możliwy. Lecz czy kibicując trzeba się za którąś z drużyn opowiedzieć? Nie można czerpać radości z samej gry? Niech wygrywa lepszy i w tym czasie bardziej przygotowany i dyspozycyjny. W odniesieniu do piłki nożnej jestem fanem, ale nie jej fanatykiem. 

A tutaj możecie posłuchać jednej z wielu piosenek opiewających narodową drużynę, zwaną również Tri Colores, Trójkolorowi (w nawiązaniu do trzech barw flagi państwowej)





07/11/2022

Meksykański hajs

Buenos dias!
Pieniądze tak bardzo wrosły w życie człowieka, że stanowią nie tylko o statusie społecznym człowieka, władzy i mają zasadnicze miejsce w ekonomii społecznej, ale stały się nawet tematem znanych, światowych hitów muzycznych zespołów takich, jak Abba (Money, Money, Money), The Beatles (Money; That's Want I Want), Simply Red (Money's Too Tight; To Mention, Rush (The Big Money) czy Dire Straits (Money For Nothing). Historia pieniądza ma swoje początki już w czasie, kiedy ludzie pierwotni zaczęli prowadzić osiadły tryb życia. Pojawiła się wtedy konieczność wymiany handlowej. Początkowo była to wymiana towaru za towar, tzw. barter.

Początki: zboże, sztabki i pieczątki

Z czasem barter przerodził się w wygodniejszą formę handlu z pomocą ustalonych zamienników wartości. Były nimi np. zboże, sól czy też bydło. Te nietrwałe wartości zamieniły się następnie w bardziej trwałe, które poprzez swoją rzadkość występowania, stawały się cenne (np. metale i kamienie szlachetne). Były to produkty poszukiwane. Dzięki ich posiadaniu wzrastał prestiż władców, zdobiono nimi pałace i świątynie, a wymiana towarów stawała się łatwiejsza do określenia i dokładniejsza do oszacowania. Prawdopodobnie Egipcjanie byli pierwszymi, którzy ukształtowali sprecyzowaną jednostkę wymiany handlowej, którą były spore sztabki złota. Taka forma płatności zainspirowała Fenicjan, i to właśnie oni jako pierwsi wyprodukowali prototyp monety. Sztabki zostały zastąpione kawałkami szlachetnego metalu, na których przybijano pieczątkę. W wieku VII w Lidii wybijano monety z występującego tam stopu srebra i złota zwanego elektrum. Równolegle srebrne monety pojawiły się w greckiej Argolidzie na Peloponezie. Od tego momentu, historia monet zaczęła się rozwijać w szybkim tempie, ewoluując do dziś dnia. Być może jesteśmy świadkami powolnego zaniku monet i znanego nam systemu płatniczego, który stopniowo przeradza się w nie materialną formę wirtualną. Wkrótce zapewne znikną materialne monety i banknoty, staną się reliktem przeszłości i będą przechowywane nie w bankach, ale w gablotach muzealnych.

A tymczasem w Meksyku...

Prawdopodobnie pierwszą, a z pewnością, najważniejszą formą płatniczą w epoce handlu wymiennego były ziarna kakaowca. Istniały cztery rodzaje ziaren kakaowca. Te najlepszej jakości używano do przyrządzania napoju czekoladowego, który mogli spożywać jedynie przedstawiciele najwyższej klasy społecznej plemienia Azteków. Z kolei ziarna o mniejszej wartości służyły jako produkt wymiany handlowej, od centrum aż po półwysep Jukatan na terenie dzisiejszego Meksyku. W mitologii nasiona kakaowca przyniósł ludziom na ziemię bóg Quetzalcoatl, żeby poznali smak pożywienia bogów.

Ziarna kakaowca były używane przez Azteków jako moneta. Nie każdy miał jednak do niej dostęp, nawet uprawa drzew kakaowca była przypisana klasie wyższej. Miejsca uprawy nazywano Casas del Cacao (Domami Kakao). Dochodziło nawet do procederu fałszywych upraw. Jak widać, wraz z powstaniem form monetarnych, zrodziło się również fałszerstwo, oszustwa i szukanie łatwych metod wzbogacenia się. W konsekwencji na targach pojawili się też sędziowie, których zadaniem była weryfikacja autentyczności ziaren. Ziarna przeliczano na poszczególne towary. Dla przykładu, dziki królik kosztował 10 ziaren a niewolnik 100 kolb kakaowca. W czasie przybycia Hiszpanów i podboju kolonialnego, forma płatnicza Indian zaczęła się mieszać ze srebrnym Realem, monetą przyniesioną przez konkwistadorów. Pojawiły się wtedy zaczątki przyszłych kantorów. Tak więc, według ówczesnego „kursu walut”: w 1555 roku 1 srebrny Real kosztował 40 ziaren kakaowca; w 1575 roku – 100 ziaren, a w roku 1595 miał nawet lekką tendencję zniżkową, kosztując od 80-100 ziaren.

Moneta kołem się toczy

Początki meksykańskiego peso łączą się z przybyciem do Nowej Hiszpanii wicekróla Antonio de Mendoza, który założył tam w roku 1535 tzw. Casa de Moneda (Dom Monety) oraz pierwszą mennicę, która wybijała srebrne monety nazywane Realem (Real a de ocho) lub twardym peso (peso duro), zresztą używane już wcześniej w Hiszpanii. Moneta ta zawierała w sobie 7,5 g srebra o próbie 0,900.

Na początku walk o niepodległość niektórzy przywódcy rewolucyjni wprowadzili do obrotu swoją własną monetę z brązu. Miała stanowić zapłatę po ukończeniu wojny. Po kraju krążyły więc monety hiszpańskie oraz rewolucjonistów. Ich monety były pierwszą znaną formą systemu fiducjarnego (zaufania). Jedna z miedzianych monet, wybijana przez przywódcę i bohatera rewolucji, Jose Maria Morelos, stanowiła równowartość 8 reali. Po zwycięstwie Rewolucji system bankowy wymagał nadania mu określonego kierunku, dlatego w 1925 r. powstał Bank Meksykański (Banco de Mexico). W latach '80 peso meksykańskie przeżywało czas wysokiej inflacji. Zrodziło się wtedy nowe peso, z którego wyeliminowano trzy zera. W latach 1993-1996 używano jeszcze zamiennie starych oraz nowych peso.

Peso

Nazwa monety pochodzi zapewne jeszcze z czasów, kiedy nie było monet płatniczych, a ich pierwotną formą były szlachetne metale. Wartość metali mierzono za pomocą wagi. Peso w jęz. hiszpańskim znaczy tyle, co „ciężar”. Średnią jednostką wagi, była tzw. jednostka kastylijska, zwana także potocznie peso de oro (złote peso).

Monetą o tej samej nazwie posługują się także inne kraje Ameryki Łacińskiej: Argentyna, Kolumbia, Kuba, Republika Dominikany, Urugwaj, i również Filipiny. Obecnie w Meksyku są w obrocie banknoty o nominałach 20, 50, 100, 200, 500, 1000 peso meksykańskich, a także monety o wartości 1, 2, 5, 10 i 20 peso oraz bilon: 10, 20 i 50 centavos. Jak w wielu państwach, również i w Meksyku banknoty zdobią podobizny ludzi zasłużonych dla ojczyzny. Rozpoznamy więc na nich postaci Benito Juareza (20 peso), Jose Maria Morelosa (50), Moctezumy (100), sor Juany Ines de la Cruz (200). Ciekawym banknotem jest ten o nominale 500 peso, na którego przodzie widnieje znany muralista Diego Rivera, a odwrocie – jego żona, również artystka, Frida Kahlo. Wartość peso na scenie międzynarodowej ekonomii nie jest duża, dla przykładu: 1 peso stanowi obecnie ok. 1/4 wartości naszego złotego.

Pieniądz stanowi jakąś wartość, ale nie najwyższą. Nie tylko, że nie można za niego wszystkiego kupić, to dodatkowo potrafi wprowadzić między ludzi wiele zła. Trzeba zawsze nucić w sobie wymowne słowa meksykańskiej piosenki pt. El dinero no es la vida (Pieniądz nie jest życiem), wykonywanej w oryginale przez Emilio Ruero:

Oczywiście, że ma wielką moc / i świat leży u jego stóp / ale jednak nie może zdobyć serca / ani dzisiaj, ani później / Pieniądz nie jest życiem / przynajmniej nie dla mnie / w moim przypadku / sensem mojego istnienia / jesteś tylko ty / Pieniądz nie jest życiem / nawet jeśli czasem tak się wydaje / pieniądz nie jest / zdrowiem, ani pokojem, ani światłem, ani wiarą, ani miłością / Ile mają ci, co posiadają wiele, ale brakuje im w życiu prawdziwego ciepła / i są niewolnikami gniewu? / Jasne, że mają wielką władzę / i świat leży u ich stóp / lecz nigdy nie zdołają mnie zwyciężyć / i zdobyć mojego serca / ani dzisiaj / ani później.




01/11/2022

Pomuch: miejsce, gdzie zmarli wychodzą ze swoich grobów

Buenos dias!
Przemierzając jukatańską trasę z Campeche do Merida, natknąć się można na niewielkie miasteczko Pomuch. Słynie ono z kultywowanej tam po dziś dzień pradawnej, majańskiej tradycji związanej z obchodami czasu Dia de Muertos, który w całym Meksyku jest obchodzony w wyjątkowy sposób. Dawne wierzenia oraz kultywowane tradycje przodków mieszają się z tradycjami chrześcijańskimi, które w czasie kolonialnym wcielali na ziemiach meksykańskich hiszpańscy konkwistadorzy.

Niech żyją umarli!

Dla nie wtajemniczonych turystów i obserwatorów z zewnątrz radosne i barwne obchody Dnia Zmarłych w Meksyku są tylko ciekawostką, jakimś spektaklem, czy też hucznym i kolorowym show. Zupełnie inne spojrzenie na to święto zyskuje się wtedy, kiedy ktoś poczyni trud poszukiwań jego korzeni oraz istoty. Kto spróbuje zrozumieć znaczenie Dia de Muertos zarówno dla kultury, społeczności, jak i pojedynczego człowieka. Barwne fotografie, plastyczne opisy w gazetach i sensacyjne, nasycone dynamiką filmy są jedynie pewną reklamą święta, za którym ukrywa się znacznie głębsze przesłanie. Dzisiejszy odbiorca zazwyczaj przyjmuje podawane efektywnie treści nie podejmując wysiłku ich weryfikacji. Poprzestaje na nich, nie szukając ich pogłębienia. A szkoda, bo w pięknie zdobionej skrzynce można czasami odnaleźć prawdziwy skarb, który potrafi nawet odmienić ludzkie życie.

Nadrzędnym elementem wspólnym dla wiary rdzennych Indian i chrześcijaństwa jest głęboka wiara w życie pośmiertne. To ona łączy synkretyczne obchody Dia de Muertos. Wiara ta była różnie wyrażana w rozmaitych rytuałach, zwłaszcza religijnych. Także pozostałe relikty świadczą o tym, iż wiara w nieśmiertelność przenikała wszystkie aspekty życia dawnych mieszkańców Mezoameryki, ich religię, kulturę, sztukę, itp. Mitologia wskazywała na istnienie podziemnego świata zwanego Mictlan, dokąd wędrują dusze po śmierci. Królestwo to miało swoich władców oraz określone warunki przedostania się tam. Stanowiło swego rodzaju miejsce przeznaczone dla umarłych. Obchodzony czas świętowania Dnia Zmarłych to czas przypominający o tej podstawowej prawdzie życia, które nie kończy się wraz ze śmiercią człowieka. Dla żyjących na ziemi to także okazja do wspomnienia i uczczenia bliskich zmarłych, którzy przebywają poza ziemskim światem. Takie pojęcie święta łączy indiańskie wierzenia z chrześcijaństwem, które od początku swojego istnienia podkreśla w swoim Credo wiarę w życie wieczne a także możliwość modlitewnej łączności ze zmarłymi. Dla potomków rdzennych ludów meksykańskich Dia de Muertos to czas odwiedzin ich zmarłych. Święto rodzinne, które wskazuje na bliskość łączącą ludzi. Nie przerywa jej nawet śmierć. Może tylko troszkę oddala? Na szczęście, tylko na chwilę. Bo przecież każdy człowiek przejdzie w pewnym momencie na tę drugą, nieznaną stronę życia.

Śmierć w ruchu

Majowie, podobnie jak pozostałe plemiona przedkolumbijskie, postrzegali nieuniknioną konieczność umierania jako coś włączonego w życie człowieka. Indianie mawiali: ah cimil u uilal uinic ca zihi (człowiek rodzi się, żeby umrzeć). Życie i śmierć były to dwie splecione ze sobą nierozerwalnie rzeczywistości, które stanowiły pewną zasadniczą część ich zbudowanego na zasadzie kontrastów świata: życie-śmierć, chaos-porządek, światło-ciemność, niebo-podziemie, męskość-żeńskość, świat społeczny-świat dziki. To wszystko tworzyło system oparty na dynamizmie kosmicznym. Życie i śmierć były siłami sakralnymi, które znajdują się pomiędzy niebem oraz podziemiem. Niebo łączyło się z cykliczną wędrówką najwyższego boga Słońce. Z nieba pochodzi także deszcz, który użyźnia ziemię, żeby ta żyła. Można rzec: Niebo to symbol królowania życia. Przeciwną funkcję spełniało Podziemie, przestrzeń ciemności i śmierci. To z niej przychodzą na człowieka choroby i wszelkie zło. Ziemia, która znajduje się pomiędzy Niebem i Podziemiem, zawiera w sobie zarówno życie, jak i śmierć, próbując utrzymywać pomiędzy nimi harmonię. Majowie proponowali przeżyć życie najlepiej, jak to możliwe, dopóki człowiek przebywa ze swoim ciałem na ziemi. Śmierć była pojmowana potocznie jako ciężar nałożony na ludzką istotę przez bogów. Majowie bezsprzecznie wierzyli w nieśmiertelność ducha. Bezpośrednio po śmierci ciała, w zależności od rodzaju śmierci (naturalna, ofiarnicza, w wypadku, utonięcie, itp.) ludzkie dusze przechodziły do służby bogom w różnych miejscach. Miejsce przebywania zmarłych Majowie nazywali Xibalbá, „Miejsce Wyblakłych”.

Było to miejsce zamieszkałe przez „bezcielesnego” władcę śmierci, którego nazywano Ah Puch, albo Kisin, lub Yum Kimil. Nie był to bożek sympatyczny, przedstawiano go z rozkładającym się ciałem, półszkielet. Miał postać diabelską. Co ciekawe, uznawany był jednocześnie za bożka poczęcia i początku, chociaż stał w skrajnej opozycji do bożków płodności.

Odkurzanie kościotrupa

Pomuch jest najbardziej znanym miejscem, gdzie zachowała się prastara tradycja Majów dotycząca oczyszczania ludzkich kości. Ryt ten nazywany jest Limpieza de los Santos Restos, co można przetłumaczyć jako: „czyszczenie Świętych Pozostałości”. Jest to znak szacunku dla zmarłych przodków, symbol pamięci o nich i przywiązania. Oczyszczanie to posiada określony porządek, a więc jest to forma rytuału. Związany jest z czasem Dia de Muertos. Na niewielkim, miejscowym cmentarzu wydobywa się resztki kości zmarłych antenatów i z pomocą zestawu większych lub mniejszych pędzelków, dokładnie się je czyści. Ustalona jest nawet kolejność oczyszczania poszczególnych kości, począwszy od kostek stóp a skończywszy na czaszce. Całość wkłada się na powrót do niewielkich, drewnianych skrzynek, wcześniej wymoszczonych białymi, płóciennymi serwetami czasami przyozdobionymi haftowanymi wzorami. Procesowi temu towarzyszy skupienie oraz klimat indywidualnej, cichej modlitwy. Nie jest to jednak ścisłą regułą. Podczas czyszczenia wielu w rodzinnym gronie rozmawia i żartuje. W różnych kulturach na całym świecie taka czynność ukazuje wielką rolę procesu oczyszczenia duszy i zazwyczaj ma charakter ściśle religijny. Czystość jest potrzebna, ażeby wejść w nową, nieznaną rzeczywistość oraz stanąć jak najlepiej przygotowanym przed obliczem panteonu bóstw, czy Boga (co ma miejsce również w chrześcijaństwie). Oczywiście, dostrzec możemy wiele różnorakich form tego procesu oczyszczającego, które nawiązują do systemu wierzeń, codziennych praktyk religijnych, uwarunkowań kulturowych czy geograficznych.

Praktyki majańskie w Pomuch są też dodatkowo w pośredni sposób formą oswajania śmierci, co odgrywa esencjalną rolę zwłaszcza dla dzieci. Wchodzą one w klimat umierania jako w coś naturalnego; obecnego i przenikającego ich życie. To pierwsze spotkania z tym, co będą spotykać wiele razy, z różną intensywnością emocjonalnego i uczuciowego przeżywania. Nie jest to odarcie śmierci z jej tajemnicy, która do końca pozostanie swoistym tabu, ale przybliżenia się do niej, bez traumy i lęku.

Miałem okazję osobiście uczestniczyć w tej dawnej tradycji. Nie wydawała się czymś sensacyjnym ani dziwnym. Po prostu, był to inny niż powszechnie dzisiaj uznawany wyraz uhonorowania swoich zmarłych. Zadziwiało mnie z jakim pietyzmem jest celebrowany ten rytuał. Prawdopodobnie bezpośredni, dotykowy kontakt z resztkami bliskich dodatkowo zaspokaja w jakiejś mierze potrzebę żywego z nimi kontaktu, jest wyrazem tęsknoty za nimi, źródłem wspomnień i pamięci o wspólnie przeżytych, często bardzo radosnych (a wręcz żartobliwych) historii. Każda z najmniejszych nawet kostek dla czyszczących ją jest doskonale znana, wiedzą do którego zmarłego członka rodziny przynależała. Pytałem, słuchałem opowieści czyszczących, śmiałem się z nimi na wspomnienie komicznych wręcz sytuacji z życia, jakie każdy z nas posiada.

Pocmentarny deser

Po wizycie na cmentarzu, udałem się do pobliskiej ciastkarni, żeby poznać smak rarytasu związanego ze Świętem Umarłych, jakim jest Pan de Muerto, Chleb Umarlaka. Jak twierdzą w rejonie Campeche, podobno tutaj jest pieczony najlepiej. To rodzaj prostego, drożdżowego, słodkiego ciasta w postaci bułki, która przypomina naszą rozetkę. Zazwyczaj ozdobione na wierzchu dwoma krzyżującymi się paskami z tego samego ciasta, co ma przypominać skrzyżowane kości. Tak można najprościej opisać ten zaduszny smakołyk, którego na przestrzeni czasu spotkać można przynajmniej kilka modyfikacji i kombinacji smakowych.

A do ciastka można poczytać chociażby fragment jednego z wierszy potomka Majów, poety Juana Alvarez Perez pt. El frio sudor de la esperanza („Zimny pot nadziei”), który porusza tak bardzo obecną w twórczości wszystkich poetów tematykę istnienia, przemijania oraz śmierci:

przychodzi światło

pociesza moją śmierć

moje ciało staje się wolne od rosy

w zimnej i rozgwieżdżonej nocy

 (z tomu Jich ya xk'ayin te lajele, „Tak śpiewa śmierć”)


Chwiejnym krokiem

  Buenos dias! Alkoholizm jest chorobą, która bazuje na uzależnieniu od alkoholu. Staje się problemem wpisywanym w poziom zdrowia publiczne...