Buenos dias!
Każdy obszar świata, na którym żyją ludzie, posiada swoje tradycje i legendy. Swoją sztukę, w tym także kulinarną, bywa, że i język. Meksykańskie bogactwo kulturowe przejawia się w kultywowaniu dawnych tradycji oraz przenikaniu przez nie teraźniejszości. Niestety, w wielu regionach rdzenna kultura Indian zanika, w wielu – poprzez deprecjonowanie ich przez kolonizatorów – jest nawet powodem wstydu i braku poczucia własnej wartości grupowej. Ale są też tereny, gdzie tubylcy są dumni ze swojej kultury i ukazującej jej piękno oraz wartość (jak np. w Oaxaca). Mimo wszystko, sytuacja meksykańskich Indian jest moim zdaniem w lepszej pozycji niźli Indian Ameryki Północnej, którzy zamieszkują tereny USA. Zepchnięcie ich kultur do rezerwatów jest potraktowaniem ludzi jak żywego zoo, i w ten sposób stopniowo skazuje się ich kultury na wymarcie.
Morelos i chinelos
Stan Morelos zajmuje centralny obszar Meksyku. Znajduje się w sąsiedztwie stolicy. Jak każdy obszar, i tutaj kwitną rozmaite tradycje. Najczęściej zlepek dawnych kultur indiańskich i hiszpańskiej kultury epoki kolonialnej przybyłej na te ziemie w XVI w. Sporo tradycji pochodzi z pogranicza obydwu kultur, co wcale nie przeszkadza w ich kultywowaniu aż do dziś dnia. Najbardziej reprezentatywną tradycją – ikoną ziemi Morelos jest tradycja związana z tzw. chinelos. Najstarsze wzmianki o tej tradycji związane są z miasteczkiem Tlayacapan.
Historia prawdziwa
Wraz z przybyciem konkwistadorów rozpoczął się proces ewangelizacji Indian. Czas wielkopostny, w którym chrześcijanie umieszczają mękę i śmierć Chrystusa. Jednakże tuż przed tym okresem obchodzi się czas karnawału, wzmożonej zabawy. Jednak nie dopuszczano do niej rdzennych mieszkańców Tlayacapan. Jednak oni, zmęczeni złym traktowaniem najeźdźców (elit rządzących, w tym religijnych) zaczęli przebierać się w stare, zniszczone ubrania i nakładając na twarze maski wychodzili na ulice miasta, krzycząc oraz wyśmiewając się ze swoich adwersarzy, zarazem zmieniając ton głosu na falset, aby nie zostać rozpoznanymi. Śpiewy były nasycone szyderstwem wobec Hiszpanów, nasyconym wulgaryzmami oraz skrajną ironią. W języku lokalnym nazywano te grupy przebierańców huehuetzin, czyli brzydcy starcy, albo: ludzie w starych ubraniach.
Hop, do góry!
Mityczną, ale także historyczną postacią, która wpisała się w tradycję chinelos był mieszkaniec Tlayacapan, Jesús Meza, zwany potocznie „Jezusek Trup” (Chucho el Muerto). W roku 1860 zebrał on ponad 72 melodii dla tańca Chinelo, który nazwał Tsineolohua, co można przetłumaczyć jako „ten, który podskakuje poruszając ramionami oraz biodrami”. Grupy przygrywające do tańca Chinelo nazywano Tapachichis, co oznacza „Pasikonik, który skacze”. W roku 1923 niejaki don Brigidio Santamaría Morales sporządził zapis nutowy tego tańca. Zresztą, cała jego muzykalna rodzinka przyczyniła się do rozsławienia muzyki Chinelo.
Tradycja, symbolika i moda
Maska, którą chinelos mają na twarzy, pierwotnie skonstruowana była z delikatnej drucianej maski. Przedstawia twarz białego człowieka o zielonych lub niebieskich oczach, wyraźnie zaróżowionych policzkach i posiadającego czarną, spiczastą brodę, fantazyjnie sterczącą w górę. To prześmiewczy wizerunek twarzy Hiszpanów. Dzisiaj również spotyka się maski z innych materiałów. Maska jest elementem obowiązkowym. Na początku miała wymiar bardzo ważny, gdyż skrywała twarze prześmiewców, którym groziły surowe kary ze strony Hiszpanów, łącznie ze śmiercią. Dlatego „uszczelniano” ją chustami noszonymi na twarzy pod drucianą maską.
W tańcu z chinelos
Raz miałem nawet okazję tańczyć wraz z chinelos... Zachęcony (czy: podpuszczony) przez grupkę przyjaciół. Nie uważam się za dobrego tancerza. Ba, w ogóle za tancerza! Ale taniec chinelos obserwowałem uważnie wiele razy, próbując go zrozumieć, dostrzec jego części składowe i technikę tańca. Wiele w nim spontaniczności i fantazji, a zasadniczym jego elementem jest podskakiwanie. A jako fan reggae, uczestnik wielu koncertów, rytmicznie podskakiwać potrafię. Więc, czemu nie?
Tak sobie pomyślałem później, że jako uczestnik tańca, bez maski ukrywającej twarz miałem nieco mniej wygodną sytuację niż otaczający mnie chinelos. Bo oni, nawet gdy taniec słabo im wychodzi, są anonimowi. Mój taniec miał konkretną twarz i imię. Niemniej, było wesoło, a przecież o to chodzi w dobrej zabawie. Przy następnej okazji wyjdę znowu do tańca. Wszak mam już za sobą jeden wytańczony epizod. Podobno: najtrudniejszy pierwszy krok!