18/12/2023

Boże Narodziny w Meksyku

 

Buenos dias!

Każdy obszar kulturowy posiada swoje jedyne, wyjątkowe sposoby przeżywania rozmaitych świąt. Czasami są one swoistą mieszanką różnych tradycji oraz zwyczajów, opartych na dawnych wierzeniach i praktykach. Stanowi to wyjątkowy obszar istnienia poszczególnych kultur, ważny dla tożsamości danego ludu. Nie inaczej jest na ziemi meksykańskiej, gdzie pierwotne tradycje dawnych plemion indiańskich w zetknęły się i przeniknęły z przybyłą w XVI w. tradycją Hiszpanów. Dodać należy, że w dużej mierze opierała się ona na chrześcijaństwie. Element religijny odgrywa w każdym narodzie rolę wiodącą w tym procesie. Również dlatego, że scala naród.

Posada (nie mylić ze stanowiskiem w firmie!)

Święta Narodzin Pana poprzedzane są okresem oczekiwania na narodziny Mesjasza, zwanego Adwentem. Czas ten związany jest w organizowaniem (począwszy zazwyczaj od 16 grudnia) tzw. Poasadas. Tradycja ta jest powszechna w całej Ameryce Łacińskiej, w Hondurasie, Gwatemali, Kolumbii, Wenezueli i innych krajach tego regionu. Do Meksyku przybyły wraz z hiszpańską ekspansją kolonialną. Aztekowie w grudniu (miesiąc Panquetzaliztli) celebrowali przybycia bożka Huitzilopochtli). Podczas tych świąt Indianie wywieszali na gałęziach drzew owocowych niewielkie chorągiewki. Główną świątynię zdobiły natomiast sztandary.

Hiszpanie nazywali to świętowanie Misas de aguinaldo, czyli mszami podarunków, bowiem związane jest z obdarowywaniem dzieci słodyczami lub owocami. Słodkości obecne są podczas Posadas nie tylko w malutkich zawiniątkach, ale także wysypują się obficie z rozbijanej kijem Piñatas. Następnie gromady dzieci zbierają łakocie rozrzucone wokół z roztrzaskanej, tekturowej gwiazdy.

Roztrzaskać gwiazdę!

Patrzę na dzieci stojące niecierpliwie w kolejce, żeby za chwilę przez kilka chwil nawalać rozhuśtaną na linie sporą Piñatę. Wrzawa i dziecięcy śmiech. Już nawet te najmniejsze znają reguły zabawy i czekają na swoją kolej. Spory, drewniany kij jest czasem większy od nich. Obok mnie stoi Luis, tata Joselito. Rodzina aktywnie uczestnicząca w życiu wspólnoty parafialnej.

  • Tak sobie myślę, że ta zabawa jest nieco, a właściwie to nawet bardzo niebezpieczna – z lekkim niepokojem i odpowiedzialnością organizatora naszych Posadas mówię do Luisa – No, bo ten kawał drewna, gdy wysmyknie się z dłoni dziecka i wyleci w otaczający tłum pozostałych, to może zabić!

Luis patrzy na mnie, niezbyt przejęty. Dziwne. Przecież jego synek jest w ty tłumie, żywiołowy jak zawsze, skacze z radości tuż obok swoich kolegów z furią próbujących rozbić tekturową, błyszczącą gwiazdę, która już została pozbawiona dwóch swoich ramion.

  • Eeee. Nie przejmuj się! Te pałki są teraz zabezpieczone sznurkiem, który przywiązuje się do ręki. Rodzaj pętli, żeby faktycznie kogoś nie uszkodzić. Na youtubie jest mnóstwo tragicznych zdarzeń związanych z Piñatas. Za moich czasów to nawalaliśmy je drążkami metalowymi. To była jazda! Ale szybciej można było rozwalić i dobrać się do ukrytych w niej słodyczy. Popatrz tutaj... - chociaż niski, pochyla łysawą głowę i palcem pokazuje na spory guz – To pamiątka po jednej z zabaw. Na chwilę straciłem wtedy przytomność. Nie mam jednak urazu do Piñaty.

  • No cóż... - pomyślałem – W dzieciństwie też nie wszystkie moje zabawy były bezpieczne. Jak chociażby nasze mecze hokejowe na zamarzniętym jeziorze słupeckim. Nie chodzi nawet o niepewny lód. Była to gra bez reguł. Podrzucanie kija pod łyżwy rozpędzonego kolegi było niezłą rozrywką! Sam ucierpiałem nie jeden raz. Cóż, dzieciństwo ma swoje pasje, w które wpisana jest jakaś dawka ryzyka. Może dzieci muszą same przekonać się i dotknąć bólu? Wspominam te czasy z pewną nostalgią. Nie da się ochronić dzieci od wszystkiego. Ale może to część szczęśliwego dzieciństwa? Pamięta się takie wydarzenia przez całe życie. A czasami, jak w przypadku Luisa, zostają uwiecznione na zawsze w postaci jakiejś blizny czy guza.

Inscenizacja, czy libacja?

Posada początkowo (aż do zakończenia rewolucji niepodległościowej) odbywała się na wolnym powietrzu, wśród pięknych pejzaży i ogromu radości. Potem przeniosła się do domów. Rodziny organizują te otwarte celebracje, codziennie uczestników przyjmuje inna rodzina z lokalnej wspólnoty parafialnej, choć nie tylko. Bywa, że w kultywowaniu tej z natury swej chrześcijańskiej, tradycji uczestniczą osoby nie związane z wiarą i Kościołem. Często posady przeżywa się w gronie rodziny, sąsiadów lub przyjaciół.

Ciekawostką jest, że w Meksyku zwyczaj ten jest oficjalnie zaaprobowany przez Kościół. Na prośbę zakonnika augustyńskiego Diego de San Soria (mnicha z klasztoru San Agostin Acolman) w roku 1587 papież Sykstus V wydał bullę pozwalającą dorocznie, od 16 do 24 grudnia, sprawować Posadas.

Papierowe, kolorowe wycinanki powiewają wokół, nawołując do radości świętowania. Nie brakuje zapalonych świec a nawet sztucznych ogni. Muzyka związana z Bożym Narodzeniem rozbrzmiewa głośno wokół, tak by wszyscy słyszeli, jak się bawią meksykańscy tradycjonaliści. Tradycja ta wymknęła się z chrześcijaństwa. Dziś celebrują ją nawet ludzie dalecy od Kościoła. Dziwna hybryda, bo treść przesłania jest przecież w swej istocie związana z wiarą. Nie przeszkadza to grupom zwolenników szukać w niej okazji do spotkania, suto zakrapianego alkoholem i wystawnym jedzeniem i wypełnionego głośnymi hukami bengalskich ogni. Tylko... czy to nadal Posada, czy zwykły i jakże podniosły pretekst do organizowania tygodniowej popijawy?

Pielgrzymi w drodze

Czasami organizowane są teatralne przedstawienia o tematyce bożonarodzeniowej, Pastorelas. W historię związaną z narodzinami Chrystusa wpisuje się zresztą cała posada, która nawiązuje do poszukiwań przez Józefa i Maryję miejsca, gdzie mogłaby urodzić dziecko. Dlatego uczestnicy Posadas, reprezentujący świętą rodzinę z Nazaretu (zwani peregrinos; pielgrzymami), odwiedzają wybrane domy (oczywiście, nie z zaskoczenia, wszystko jest zorganizowane) i stojąc przed drzwiami, śpiewem proszą o gościnę. Członkowie rodziny, także w śpiewie, zapraszają gości do świętowania. Następuje więc chóralny dialog, oparty na wszystkim znanej melodii oraz słowach. W zależności od regionu, mogą się one różnić, ale forma celebracji pozostaje praktycznie niezmienna.

Jak świętować, to świętować! Nie może zabraknąć pożywienia. Skromne, ale także pożywne. Wszystko zależy od regionu i posiadanej ekonomii. Jednakże poczęstunku nie może zabraknąć dla nikogo. Czasami chłodniejsze noce (posady odbywają się późnymi wieczorami) ociepla gorący ponche, bardzo słodki napój z suszonych bądź z kawałków świeżych owoców, bezalkoholowy bądź przyrządzany na winie lub innym trunku. Przyrządza się także Atole, smaczny słodki napój na bazie kukurydzy, znany już w czasach przedhiszpańskich. Wzbogacony został z czasem smakowo, dzisiaj dodaje się do niego także mleko. Podawany również na ciepło. Ciepłe tamales popijane kawą mają wielu zwolenników podczas posad. Potrawą Bożonarodzeniową jest też indyk, zwany guajolote (w jęz. nahuatl: huexólotl – Wielki Kogut), który pochodzi z Meksyku.

Kwiatowo, znaczy: odświętnie i kolorowo

Pośród kwiatów dekorujących grudniowe święto króluje roślina znana także w Europie już od 1678 r. tzw. Gwiazda Betlejemska. Ciekawostką jest, że w Meksyku kwiat ten zwany jest flor de Nochebuenaflor de Navidad albo Cuetlaxochitl (Więdnący Kwiat) - choć powszechnie obecny w czasie bożonarodzeniowym – zwany jest... kwiatem Paschy (flor de Pascua). Może dlatego, że kwitnie dwa razy w roku, w kwietniu i grudniu, a więc dokładnie w czasie obchodzonych świąt. W odróżnieniu od europejskich, doniczkowych, niewielkich roślin, w Meksyku jest potężnym krzewem, który wzrasta bujnie nawet do kilku metrów.

Karawana bożonarodzeniowa

czyli szereg otwartych ciężarówek czy też limuzyn, na których przedstawiane są poszczególne elementy tradycji związanej z Bożym Narodzeniem. Wystrojone świątecznie, poobklejane różnymi ozdobami auta snują się w rytmie radosnych piosenek i kolęd po ulicach miast, obwieszczając zbliżającą się radość świąt. Wystrojone są jednakże nie tylko auta, ale jadący na nich uczestnicy i dzieci. Są trzej królowie, jest gwiazda betlejemska, jest święta rodzina, święty Mikołaj, choinka... Kolejna okazja dla dzieci, żeby objadać się ofiarowywanymi im słodyczami, których w Meksyku nie brakuje.

Święta w Meksyku mają naprawdę słodki smak. Życzę Wam, droczy czytelnicy, radosnych i wypełnionych rodzinnym ciepłem świąt Narodzin Zbawiciela!

30/11/2023

Kawior meksykański

W odróżnieniu od znanego i cenionego na całym świecie kawioru, czyli ikry łososia, meksykański kawior wcale nie jest związany z rybami, ale… z mrówkami. Dzisiaj opowiem Wam o niezwykłej potrawie, której mogłem niedawno, po raz pierwszy w życiu, spróbować. Mam nadzieję, że nie ostatni.

Kulinarne frykasy

Właściciel restauracji Humberto, wraz ze swoją rodziną, zaprosili mnie do swojego lokalu. Znajduje się w sumie niedaleko, więc postanowiłem się tam wybrać. Bardziej w celu porozmawiania, bo jestem nieustannie ciekawy człowieka. Każdy człowiek to bogactwo przeżytej przez niego historii, posiadanych talentów i pasji, bogactwo osobistych obserwacji oraz przemyśleń na różne tematy.

Restauracja niewielka, ale schludna i już po wkroczeniu w jej progi odczuwa się przyjazną, domową atmosferę. Nie chodzę często do restauracji. Nie tylko z powodu ekonomicznego, ale też braku czasu na takie wypady. Preferuję również niewielkie, skromne, uliczne jadłodajnie. Jednak, zarówno w restauracjach, jak i lokalnych cocinas można spotkać wielu ciekawych ludzi a także często posłuchać ich opowieści.

Menu bogate. Oprócz typowych potraw znanych w całym Meksyku znalazło się też kilka rzadko spotykanych, np. potrawy z jelenia, dzika, kokodryla… Zdaję się na sugestię kulinarną Humberto.

- Padre, a jadłeś kiedyś Escamoles?

Myślę przez chwilę, co to za potrawa? Nigdy o niej nawet nie słyszałem. Może jakaś odmiana popularnego mole, które jadłem wiele razy, w różnej postaci i smaku. Nazwy bywają różne, zależy od regionu. Ale w tej nazwie jest wspomniane „mole. Niemniej, nie słyszałem jej wcześniej.

- A co to jest? - zapytuję, żeby upewnić się, że to odmiana mole.

- To jedzenie znane z kuchni Azteków, a więc typowe dla tych terenów. Ma więc prehistoryczne korzenie. A są to, mówiąc w wielkim skrócie, larwy, czy też jajeczka mrówek.

- Oooo, to chcę spróbować! - moja ciekawość nowych doznań smakowych zawsze bierze górę. Jak dobrze, że zapytałem! - pomyślałem radośnie – Mrówek jeszcze nie jadłem. Ciekawe, czy będą żywe. Gdzieś kiedyś wyczytałem, że się je spożywa żywe.

- Tu, w stanie Morelos, nie zawsze je spotkasz w menu. Są po prostu drogie cenowo. Ale była to popularna potrawa tutejszych Indian z czasów przedkolumbijskich. Mrówki z gatunku Liometopum apiculatum Mayr spotykane są jedynie w części centralnej Meksyku, zwłaszcza w stanach Hidalgo, Puebla, Queretaro, Tlaxcala, Mexico, Guanajuato, Michoacan i San Luis Potosi. Także w rejonach południowych Stanów Zjednoczonych, ale nieco rzadziej.

- To ciekawe! I tradycja kulinarna przetrwała do dziś dnia…

- To antyczna tradycja kulinarna, jeszcze z czasów, gdy ówczesne plemiona nomadów (np. Otomi) przemierzały te ziemie i korzystali z tych dobrodziejstw natury. Spożywanie insektów było powszechne wśród plemion wędrownych. Co ciekawe, do dziś dnia ta tradycja żywieniowa jest spotykana w niektórych pueblach (miasteczkach) wywodzących się z plemion azteckich nahua (azteckich) i nahnu (Otomi).

- Może było tak popularne, gdyż zawierają dużo protein, a przemieszczanie się z miejsca na miejsce, wymaga wiele energii.

- Bezsprzecznie, też tak myślę. Prócz tego jedzenie to zawiera nieco tłuszczu, błonnika oraz wiele aminokwasów.

- Czy dzisiaj się hoduje te mrówki w celach komercyjnych, czy też znajduje się w naturze? - temat wciągnął mnie i mam wiele pytań do Humberto.

- Mrowiska, z których wydobywa się escamoles znajdują się w górzystych terenach. Są one skamieniałe, i żeby do nich się dostać, trzeba ostrożnie zdjąć twardą pokrywę zewnętrzną. Dotrzeć do miejsca, gdzie dojrzałe mrówki składają swoje jajka. Nie niszczy się całego gniazda, jedynie 70% (ba, - pomyślałem – jedyne 70%! to sporo, ale dobrze, że nie 100%!). Larwy i jajka mrówek można zamrażać w temperaturze od -10 do -15°C i przechowywać tak nawet do dwóch lat!, dlatego handel nimi trwa cały rok. Bo naturalnie mrówki mają oczywiście swoje temporadas (okresy czasowe) rozrodcze.

- To kiedy się je zbiera?

- Pomiędzy lutym i kwietniem, raz w roku, ale można w tym czasie od trzech do pięciu razy wybierać escamoles. Kilka kilo przypada na jeden zbiór. Niestety, w czasie deszczowym, silne ulewy niszczą czasami mrowiska. Cóż, natura…

Przerwaliśmy rozmowę. Na stole pojawiło się przyniesione przez kelnerkę danie. Z wyglądu nic nadzwyczajnego. Nie były to żywe mrówki, co mogłem wcześniej wywnioskować z rozmowy. Ani nawet surowe larwy w jajeczkach. Widać, że w przygotowanie posiłku włożono wiele kunsztu.

- Możesz spróbować z tortillą, zazwyczaj tak jey.

- Spróbuję najpierw bez dodatków, żeby lepiej poczuć ich smak.

Okazuje się, że larwy nie miały jakiegoś specyficznego smaku. Ale całe danie było przepyszne! Od pierwszego smakowego wrażenia stałem się fanem escamoles! W daniu wyczułem delikatny posmak zielonego czosnku oraz cebuli, a także liści rośliny empazote (nieznanej w Polsce). Przygotowane na maśle, a nie na powszechnie używanej tutaj oliwie kukurydzianej bądź innej. Delikatny smak, gdzie wszystko doskonale się komponuje. Niebo w gębie!

- A co jedzą takie mrówki? My im podjadamy ich nienarodzone dzieci, a one? - z lekkim smutkiem wspomniałem tych naszych malutkich, pracowitych sióstr z rodziny owadów.

- Haha – zaśmiał się Humberto - Smutne, ale prawdziwe spostrzeżenie. Wyobraź sobie, że żywią się roślinami z gatunku pieprzyniczek. Zakładają kolonie przy dębach, i jedzą też… kaktusy, agawę czy maguey, opuncję i inne odmiany.

- Prawdziwie meksykańskie stworzenia! Dlatego tylko tutaj właściwie można je ujrzeć i… jeść – stwierdziłem, czując się troszkę insektowym kanibalem. Ale przyznam, że Indianie mieli świetne wyczucie dobrego smaku. Dobrze, że w tradycji przetrwał ten posiłek. To jakby wejście w antyczny świat dawnych mieszkańców tych ziem oraz w malutki, ale jakże smaczny świat owadów. Niech żyją mrówki! (hmmm, niefortunne życzenie, wypowiedziane by żyły, podczas gdy zjadam ich larwy).

19/11/2023

¡Viva Cristo Rey!

To nie tylko slogan, wykrzykiwany w czasach Cristiady przez zwolenników Kościoła, ale także okrzyk, który stał się osobistym wyznaniem wiary wielu męczenników meksykańskich, którzy oddali swoje życie w obronie wolności religijnej oraz wyznawanych wartości chrześcijańskich. 

Historia konfliktami stoi

Wewnętrzny konflikt w Meksyku zwany Guerra Cristera wybuchnął za czasów rządów Plutarco Eliasa Calles (1924-1928), któremu przeciwstawiła się grupa katolików. W wyniku trzech lat konfliktu poniosło śmierć ponad 250 tys. osób. Zbrojne powstanie rozpoczęło się w styczniu 1927 r. w stanie Jalisco, skąd rozprzestrzeniło się w centralnej części kraju (stany: Guanajuato, Queretaro, Aguascalientes, Zacatecas, Nayarit, Colima, Michoacan, część stanu San Luis Potosi oraz stolicy Ciudad de Mexico). Koniec wojny nastał w momencie akceptacji przez autorytety religijne części z propozycji ówczesnego rządu, których kontynuację gwarantował nowy rząd prezydenta Emilio Portes Gila (1928-1930).

Co wkurzyło chrześcijan?

Można rzec jednym słowem: ograniczenie wolności religijnej. Religijność jest czynnikiem ważnym zarówno dla jednostki, jak i całej społeczności. Stąd ostentacyjnie i wbrew zakazom na flagach i sztandarach Cristeros umieszczali wizerunki MB z Guadalupe i wykrzykiwali: Viva la Virgen de Guadalupe, oraz Viva Cristo Rey! Religia dla Meksykanów zawsze była i jest kluczem do tożsamości społecznej i kulturowej. Zanim wybuchnął zbrojny konflikt przeciwnicy polityki rządowej zaczęli ingerować w sytuację ekonomiczną państwa, nie płacąc podatków a także bojkotując w praktyce politykę pieniężną rządu. Nic dziwnego, że spora grupa aktywnych rewolucjonistów stała się dla rządzących problemem, który należało szybko rozwiązać.

Z różańcem w dłoni i ogniem w sercu

Czas Cristiady był czasem, który przyniósł wiele niewinnych ofiar. Walka o wolność wyznawania religii, która nie jest podyktowana fanatyzmem czy politykierstwem, ma swoje podłoże w głębokiej wierze, która w heroiczny sposób potrafi nawet oddać życie w obronie człowieka.

Spośród licznych bohaterów tego czasu można wymienić chociażby jezuitę Miguela Agustina Pro (pełne jego nazwisko, długie jak to bywa u Meksykanów, to José Ramón Miguel Agustín Pro Juárez, 1891-1927). Podczas prześladowania Kościoła nie ustawał w zakazanym wtedy surowo przez rząd głoszeniu Ewangelii oraz sprawowaniu sakramentów. Regularnie organizował potajemne spotkania dla wierzących, które miały wzmocnić ich wiarę w tym trudnym czasie. Drukiem materiałów zajęli się jego bracia, Humberto i Roberto. Wszyscy zostali pojmani i skazani na rozstrzelanie. Oskarżono ich o współudział w nieudanym zamachu na gen. Álvaro Obregón. Dowodem miał być samochód, który sprzedali wcześniej a który wykorzystano do zamachu. Prezydent Calles, wrogi Kościołowi, przedstawił jako winnego i prowodyra o. Pro, jednocześnie kryjąc prawdziwego zamachowca. Rozstrzelanie jezuity miało być swoistym wydarzeniem medialnym ukazującym Kościół w złym świetle. Do tego celu sprowadził na miejsce egzekucji licznych fotografów oraz dziennikarzy. 23 listopada 1927 roku żołnierze zaprowadzili Pro na środek więziennego patio. Widząc pluton egzekucyjny o. Pro poprosił o chwilę na modlitwę. Prosił, by nie zasłaniano mu oczu. Z różańcem w dłoni stanął naprzeciw plutonu, wyciągnął ręce na kształt krzyża. Kiedy rozległ się rozkaz do strzału, zawołał donośnym głosem: Viva Cristo Rey!!!

tego samego ranka rozstrzelano jego brata Humberto. Robert w ostatnim momencie uniknął śmierci. Ojciec zakonnika poprosił o wydanie zwłok, które w rodzinnej miejscowości żegnały tłumy ludzi, znając o. Pro jako dobrego człowieka, który stal się ofiarą reżimu. Został beatyfikowany przez Kościół 25 września 1988 r. Męczennik pochowany został w parafii Sagrada Familia w Mieście Meksyk (kolonia Roma), a kilka kości znajduje się pod centralnym ołtarzem bazyliki w Guadalupe.

Cubilete, czyli Kubeczek

Tak nazywany jest w Meksyku niewielki, zazwyczaj metalowy kubek o wielu zastosowaniach, np. do wyrobu ciastek czy słodkich galaretek. Albo do gry w kości. Ale co ma wspólnego z Cristiadą?... Otóż, Cubilete nazywa się spore wzgórze Cerro de Cubilete (właściwie to spora góra, gdyż mierzy 2579 m n.p.m., a więc 150m więcej niż Machu Picchu w Peru!) w centralnym Meksyku (niektórzy wskazują to miejsce jako „pępek Meksyku”; dokładne centrum geograficzne kraju), w regionie Guanajuato, na którym wznosi się figura Chrystusa Króla. Mieści się tam również sanktuarium. Nie przypadkiem umieszczono w nim relikwie wielu męczenników z czasów Cristiady.

Pomnik wyobrażający Cristo Rey jest więc symbolem nieustannie tętniącego wiarą serca narodu meksykańskiego. Pierwsza postać Jezusa (Najświętszego Serca) została zniszczona dynamitem na rozkaz rządu Callesa (30 stycznia 1928). W cudowny sposób z wybuchu ocalała głowa figury oraz fragment z wyobrażeniem serca Jezusa, które można dziś obejrzeć w muzeum na Cubilete. Dzisiejsza statua mierzy 20m i waży 80 ton. Jest to największa na świecie figura Chrystusa wykonana z brązu, dzieło meksykańskiego rzeźbiarza Fifiasa Elizondo.

Dwie korony Chrystusa

Podczas swojej pielgrzymki do Meksyku, Benedykt XVI nawiązał w jednej ze swoich homilii do wiary w Chrystusa Króla, którego wskazuje figura z Cubilete: „Otóż, dobrze że ten pomnik pokazuje Chrystusa Króla. Korony, które są umieszczone na nim, jedna królewska i druga cierniowa, wskazują, że Jego królowanie nie jest, jak wielu je pojmowało i pojmuje. Jego panowanie nie jest władzą wojsk mającą na celu opanować ludzi siłą lub przemocą. To władza mająca swój fundament w najpotężnieszej sile, która zwycięża serca: miłości Boga, który pokonał świat swoją ofiarą i prawdą, o której zaświadczył” (25 marca 2012)

Spojrzenie poza horyzont

Z góry można podziwiać wspaniałe przestrzenie, ponad którymi rozciąga się to wzgórze. Patrzeć poza horyzont. Tak, jak patrzyli daleko ku niebu meksykańscy męczennicy, oddając swoje życie w ręce Króla Wszechświata.

Miałem okazję spędzić na Cubilete nieco czasu. W ciszy i refleksji, do której to miejsce zaprasza. Każdy naród ma swoich bohaterów, męczenników i miejsca pamięci o nich, takie jak to. W Meksyku to trzecie najczęściej odwiedzane przez pielgrzymów i turystów sanktuarium, po bazylice w Guadalupe oraz sanktuarium San Juan de los Lagos w Guadalajara.

31/10/2023

Kolorowe odwiedziny przodków

 

Buenos dias!

Obchody Święta Zmarłych w Meksyku mają swój niepowtarzalny klimat, jakiego nie znajdziecie w żadnym zakątku świata. Kolorowe świętowanie smutnej ze swej natury rzeczywistości szybko stało się tematyką popularną na innych kontynentach, co dokonało się przez prasę,, telewizję oraz kino. Nadejście ery digitalnej dodatkowo poszerzyło grono odbiorców, barwnymi opisami wzbudzając wielkie zadziwienie. Bardzo często jednak medialne opisy traktują bardzo powierzchownie Dia de los Muertos, spychając go jedynie do taniej sensacji.

Ołtarze, ołtarzyki, ołtarzyska

Sens tego czasu skupia się na przekonaniu, że zmarli odwiedzają w nim swoich bliskich krewnych. To wielka fiesta, która łączy świat zmarłych ze światem żywych. Przygotowanie do tego spotkania trwa już kilka, a nawet kilkanaście dni wcześniej. W kątach rodzinnych domów przygotowuje się ołtarze, na których oprócz ustawionych zdjęć i portretów zmarłych, jest też pożywienie oraz napoje. Oczywiście, które najbardziej lubili bliscy zmarli. Ołtarz ma zachęcić ich do przybycia i przebywania ze swoją rodziną. Podobnie zresztą jak wszechobecne w tym czasie pomarańczowe kwiaty Cempasúchil, które wskazują zmarłym drogę do miejsca spotkania. Te kwiaty to jedna z ikon Dia de los Muertos, i o dziwo, są kwiatami życia a nie śmierci. To także symbol szczęścia, radości oraz miłości. Oprócz kwiatów na ołtarzu nie brakuje zapalonego kadzidła, pan de Muertos (nieduże bułki na których widnieje symbol krzyża bądź skrzyżowanych kości, a znajdująca się na środku kulka ma przypominać czaszkę), świec i krzyża. Tradycja konstruowania ołtarzy przerodziła się w swoisty nakaz, aby nie urazić swoich przodków. Budowa rodzinnych ołtarzy przeniosła się do szkół, restauracji i instytucji państwowych. Organizowane się konkursy na najlepszy ołtarz, wystawy monumentalnych i alegorycznych ołtarzy w parkach i różnych publicznych miejscach.

Wybuchowe świętowanie

W tych ceremoniach - narodowych, lokalnych, społecznościowych lub rodzinnych – Meksykanin otwiera się na zewnątrz Wszystkie one są okazją do wyjścia oraz dialogu z bóstwem, ojczyzną, przyjaciółmi lub krewnymi. Podczas tych dni milczący Meksykanin gwiżdże, krzyczy, śpiewa, rzuca petardami, strzela z pistoletu w powietrze. Rozładowuje swoją duszę. A ten jego krzyk, niczym rakiety, które tak kochamy, wznosi się ku niebu, eksploduje zieloną, czerwoną, niebiesko-białą eksplozją i opada zawrotnie, pozostawiając strumień złotych iskier” (O. Paz, fragment z Labiryntu samotności). Opis meksykańskiego noblisty odnosi się także do święta zmarłych. Nie brakuje w nim dźwięków mariachi, wybornych potraw i hucznych rodzinnych zjazdów. Dzień ten jest dniem wolnym o pracy. W niewielkich miasteczkach, gdzie jeszcze grzebie się umarłych w ziemi (w większych miastach zwyczaj ten wyparła kremacja ciał, których prochy składa się w niewielkich urnach i potem zostawia w niszy przykościelnego panteonu) przetrwał zwyczaj urządzania uczt na rodzinnych grobach.

Czaszek ci u nas dostatek

Czaszka jest wyeksponowanym dosłownie wszędzie symbolem śmierci. Ale za to w jakim wydaniu! Jaskrawe kolory i fantazyjne wzory, bogactwo rozmiarów i materiałów, z jakich jest wykonywana. Cukrowe calaveritas, lizaki calaveritas, cukierki o kształcie czaszek, itp. Dzieci przepadają za takimi słodkościami, a ich kształt od samego początku ich życia ma osłodzić gorzką rzeczywistość śmierci, oswoić ją a czasami nawet ośmieszyć. Czaszki w Meksyku nie straszą, ale cieszą i bawią.

W regionie Aguascalientes organizowany jest nawet Festiwal Czaszek (Festival de las Calaveras), swoisty wyraz pamięci dla José Guadalupe Posada, króry stworzył i wypromował popularną w Meksyku postać Catriny, szkieletu ubranego w suknię i kapelusz. W Guanajuato 1 listopada odbywa się tzw. Desfile de Catrinas, parada tychże wytwornych, kościstych dam.

Powiedzenia i powiedzonka

W końcu narodzimy się przez umieranie.

Nie umarłem, byłem na imprezie.

W tym życiu od śmierci nikt nie ucieknie.

Świętuje życie ten dzień śmierci.

Trzeba żyć uśmiechniętym żeby umierać zadowolonym.

Pomiędzy kwiatami, kolorami i smakami pamiętamy o tych, których już nie ma.

Przeżywać życie na całość, to najlepszy podarunek, jaki możemy dać umarłym.

Przy tequili nie odczuwa się nawet śmierci.

Ktoś proponuje, Bóg dysponuje. Przychodzi śmierć i wszystko rujnuje.

Dobra miłość i dobra śmierć. Nie ma większego szczęścia.

Z kwiatami nas witają, z kwiatami pożegnają.

Korzenie święta

Tradycja Dia de los Muertos sięga korzeniami czasów kolonialnych, kiedy tradycje przedkolumbijskie zetknęły się z chrześcijańskimi, które pojawiły się wraz z hiszpańskimi konkwistadorami. Można by rzec, że królestwo podziemia Mictlan zetknął się z katolicką koncepcją spraw ostatecznych widzianych oczyma ówczesnej religii dominującej w Europie. Proces inkulturacji dotknął również czasu pamięci o zmarłych. Starożytne plemiona mexicas, mixtecas, zapotecas, tlaxcaltecas, totonacas, texcocanos i wiele innych zaadoptowało chrześcijański kalendarz świąt, wpisując w niego rytm swojego życia. Tym bardziej, że dzień pamięci o zmarłych wpisywał się z zakończeniem u Indian cyklu uprawy kukurydzy. Było to ważne święto dla plemion agrarnych, gdyż kukurydza stanowi do dziś dnia podstawowy produkt żywieniowy mieszkańców dzisiejszego Meksyku.

Kulturowe bogactwo

W roku 2008 organizacja UNESCO wpisała obchody meksykańskiego Dnia Zmarłych na listę dziedzictwa światowego, doceniając wagę jego tradycji, budowania jedności, reprezentatywną oraz wspólnotową każdego regionu w Meksyku. Oczywiście, każdy region posiada swój jedyny koloryt.

W Oaxaca ołtarze wyściełane są białym płótnem, a ich konstrukcja opiera się na kilku schodach; poziomach, z których pierwszy reprezentuje zawsze dziadków i dorosłych. To jakby korzenie rodu i tradycji. W stolicy stanu tworzy się tzw. Plaza de la Muerte (Plac Śmierci), na którym można zaopatrzyć się w wytwory lokalnego rzemiosła. Na tym placu odbywają się Muerteadas, pochody trwające nawet ponad 20 godzin, w których uczestnicy ubrani są na czarno i niosą lustra, które symbolizują światło i ciemność.

Mictlan, aztecka kraina umarłych

  • Jedzenie dla zmarłych ma dać im siły do wędrówki do Mictlan – informuje mnie dziewczyna Indianka, potomkini Azteków, stojąca przy sporym ołtarzu dla zmarłych, który umieszczono tuż przy wejściu do domu.

  • To taka forma zaświatów? - pytam zaciekawiony – A co tam się robi? Jakaś wypasiona fiesta, czy coś innego?

  • Mictlan to śródziemie. Miejsce odpoczynku zmarłych.

  • Taka wielka sypialnia z milionem wygodnych łóżek. Hotel wysokiej klasy, znaczy...

  • Niekoniecznie – odpowiada z uśmiechem na moje żartobliwe stwierdzenie – Niemniej dusza musi najpierw przebyć dziewięć poziomów, nasyconych próbami i przeciwnościami, aby tam dotrzeć.

  • Czyli?...

  • Babcia opowiadała, że ta wędrówka przemierza poprzez wzbudzone rzeki, wysokie góry, a dodatkowo spotkać można wiele dziwnych, niebezpiecznych stworzeń na drodze. Każdy z etapów drogi ma swoją nazwę, ale nie pamiętam. Nie znam zbyt dobrze nahuatl, kilkanaście zwrotów i słów zaledwie.

  • Aaaa... Słyszałem też o roli psa w tej podróży...

  • Tak, rasa psa typowo meksykańskiego, Xolo, który jest przewodnikiem i stróżem duszy człowieka w trudzie drogi. W odkrytych, dawnych grobach niektórych ludzi grzebano wraz z psem tej rasy, żeby zmarły miał przewodnika. Czyli trzeba zakupić koniecznie Xolo – radośnie oznajmia dziewczyna

  • ...albo poprosić, żeby do trumny włożono jakiś kompas albo mapę – odpowiadam równie radośnie - Ważne, żeby trafić do celu, bez względu na to, jak się nazywa. A jakość drogi równie ważna, jak jej cel. Życzę więc radosnego Dia de los Muertos!

***

Tobie również, drogi Czytelniku, życzę wypełnionego refleksją i pamięcią, ale także nadzieją i radością, dnia zmarłych.

16/10/2023

Rzewne łzy Płaczki

Buenos dias!
Postać La Llorona stała się w Meksyku, podobnie zresztą jak w wielu innych krajach Ameryki Łacińskiej, postacią kultową. W dużej mierze poprzez łapczywie pochwycony przez media i wpisany w kulturę chwytliwy obraz femme fatale. Ale obraz Płaczki ma wiele różnych oblicz, wszystko zależy od modyfikacji legendy wynikłych z różnych aspektów kulturowych oraz wizerunkowych przedstawień ukierunkowanych na masowego odbiorcę.

Narodziny legendy

posiadają dwie wersje: pierwsza, pochodząca z czasów kolonialnych, pochodzi z kronikarskich, szesnastowiecznych zapisków towarzysza wypraw Cortesa, Bernala Diaz de Castillo. Opowiada on o indiańskiej kobiecie, która była kochanką jednego z hiszpańskich konkwistadorów. Kiedy po jakimś czasie poprosiła go o sformalizowanie ich związku, on stanowczo odmówił. Powodem tego miało być jego wyższy status społeczny. Sytuacja ta doprowadziła w rezultacie do wielkiej tragedii. Zaślepiona, w przypływie zemsty oraz desperacji zbudziła w nocy swoje dzieci, dziewczynkę i chłopca, zaprowadziła nad brzeg pobliskiej rzeki, gdzie je zasztyletowała a ciała wrzuciła do płynącej wody. Kilka minut później zdała sobie sprawę z tego, co zrobiła. Zaczęła głośno zawodzić i krzyczeć z bezradności i bólu, biegnąc szaleńczo wzdłuż rzeki. Człowiek w przypływie niekontrolowanych emocji jest gotów dokonać najgorszych zbrodni. Legenda głosi, że do dziś dnia rozpaczliwy płacz Llorony można usłyszeć na ulicach Miasta Meksyk, zwłaszcza w wypełnionym kanałami rejonie Xochimilco. Uprzywilejowanym czasem do usłyszenia głosu Płaczki jest pełnia księżyca. Kolejny element nadający cechy horroru całej opowieści. Podobnie jak ubiór kobiety-zjawy: długa, biała suknia, a twarz zakryta welonem.

Historycy wykazują, że opowieść posiada swoje korzenie w czasie przedkolumbijskim. Związek Llorony z terenem Xochimilco może wskazywać na jej pokrewieństwo z boginią Tenpecutli, która utopiła swoje dzieci w nurtach rzeki. Niektórzy sugerują powiązanie Płaczki z czczoną przez plemię mexicas boginią Cihuacóatl (kobieta-wąż), odpowiedzialną za płodność i narodziny. W swoim dziele zatytułowanym Historia de las cosas de Nueva España (tom 1, rozdział 6), Fray Bernardino de Sahagún określa kult pogańskiej bogini jako jeden z centralnych kultów terenu dzisiejszej stolicy Meksyku. Miała ona „krzyczeć po nocach i głośno zawodzić płaczem”.

Inna wersja legendy opowiada o przepięknej kobiecie, która z powodu zazdrości względem swojego wybranka oraz nieodwzajemnionej miłości, utopiła w rzece swoje nowonarodzone dziecko. Dziewczyna porzuciła swoje miasteczko i od tamtej pory błąka się w poszukiwaniu swojego synka, wśród głośnych lamentów i płaczu. Ma nadzieję, że może uda się cofnąć czas. „Gdzie jest mój synek?!” - krzyk ten wg legendy niepokoi dusze położnych, pielęgniarek i lekarzy, którzy zabijają nienarodzone dzieci poprzez aborcję. Ale także mężczyzn, którzy porzucają ciężarne kobiety oraz kobiety zostawiające dzieci tuż po narodzinach. Zastanawiam się, czy owym „płaczem Llorony” nie jest głos sumienia, który wcześniej czy później pojawia się w człowieku po dokonaniu jakiegoś zła. Może być pomocny do wewnętrznej przemiany, być skutecznym doradcą, ale także nasyca bólem, wywołuje płacz i głęboki ból. Zapewne ze względu na to uniwersalne przesłanie, jak i plastyczne przedstawienie tematu, z uwypukloną tragedią w tle, legenda przekroczyła granice zarówno geograficzne, jak i czasowe. Znana nie tylko w Meksyku, ale także w Kolumbii, Nikaragui, Ekwadorze, Peru, Hiszpanii oraz wielu innych miejscach na całym świecie.

Symbolika i co z niej wynika

Element obecny w każdej legendzie. Legenda często z pomocą różnorakich symboli próbuje bowiem uzasanić pewne zjawiska oraz dać pewne praktyczne wskazówki odnośnie życia człowieka. Fantazja jest w niej atrakcyjnym, kolorowym tłem, za którym kryje się jakaś informacja, morał albo pytanie, które otwiera przestrzeń do osobistej refleksji. Trzeba jednak odnaleźć właściwy klucz, ażeby otworzyć nową przestrzeń postrzegania legendy.

Symbolami występującymi w każdej wersji legendy są: woda, białe szaty Llorony oraz jej zawodzenia i płacz. Obecność wody jest symbolem życia, które daje woda. Ale także, jak w tej legendzie, paradoksalnie może być też symbolem śmierci. Dwa skrajnie różne symbole, swoisty dualizm, obecny często w panteonie danych bóstw indiańskich. Biały kolor szat Llorony pozwala pojmować ją jako swoistą boginię, bo szaty w tym kolorze przypisywane były właśnie im. to kolor, który kontrastuje z ciemnością nocy, w której pojawiają się wszelkie zjawy i duchy, zresztą też przedstawiane zazwyczaj w kolorze białym. Nieodłącznym elementem legendy o Lloronie jest jej żałosny lament. Wskazuje on na głęboki żal postaci z powodu popełnionej zbrodni. Najczęściej w różnych wersjach opowieści pojawia się najczęściej wymowne zdanie; Ay mis hijos! (Ach, moje dzieci!). Niektórzy badacze (np. Alberto i Aitana Martos García) sugerują, że żałosne krzyki Llorony należy rozumieć jako lament ludności kontynentu amerykańskiego, cierpiącego podczas kolonialnej konkwisty.

Kultowa postać kultury meksykańskiej

La Llorona stała się jedną z ikon kultury popularnej na skalę masową. Można pokusić się o stwierdzenie, że jest także znaną ikoną współczesnej popkultury. Barwna opowieść inspiruje do tworzenia obrazów, książek, wierszy, filmów czy muzyki. Każdy z Meksykanów słyszał opowieść o Płaczce. Większość znanych artystów ma w swoim repertuarze opowiadane rzewnym dźwiękiem opowieści o niej. Istnieją nawet przedstawienia teatralne opowiadające historię tej zrozpaczonej kobiety. Wśród opowiadań, nowel i wierszy znajdują się m.in. La Llorona (1958) autorstwa Carmen Toscano; nowela Rodolfo Anaya The Legend of La Llorona: A Short Novel (1984); nowela Eduardo Antonio Parra El río, el pozo y otras fronteras (1995) czy nowela Marcela Serrano La Llorona (2008).

Znakomitą pożywkę dla obrazowej ekspresji opowiadania znalazła także sztuka filmowa. Znajdują się w niej zarówno niewielkie epizody odnośnie legendy wpisane w inne dzieła, jak i obrazy kinematograficzne poświęcone w całości tematyce La Llorona. Wśród nich nie można pominąć: La Llorona (1933). reż. Ramón Peón, z kreacjami Ramóna Pereda oraz Virginii Zurí; La herencia de La Llorona (1947), reż. Mauricio Magdaleno; El grito de la muerte (1958), western w reż. Fernando Méndeza; La Llorona (1960), meksykański film w reż. René Cardona; La maldición de la Llorona (1963), reż. Rafael Baledón; La venganza de la Llorona (1974), reż. Miguel M. Delgado; Las Lloronas (2004), film Lorena Villareala; La leyenda de La Llorona (2011), film animowany dla dzieci w reż. Alberto Rodrígueza; czy La Llorona (2019) Jayro Bustamante.

Wizerunek Llorony jest czasami przedstawiany jako postać rodem z horroru. Wewnętrzny horror kobiety, nie trudno z tym się nie zgodzić. Jednak ten horror ukazuje jej ogromną tragedię i ból a nie demoniczne opętanie, jak to sugerują niektóre wykreowane obrazy Llorony. Moim zdaniem w postaci ów niesamowity ból, chęć cofnięcia czasu, jej desperacja granicząca z szaleństwem jest wyrazem szczerego żalu za swój czyn. Czy to czyni z niej demona, czy kolejną tragiczną w skutkach postać na scenie teatru świata? Nie chodzi tutaj o usprawiedliwianie haniebnego czynu, ale o ematyczne odczucie koszmaru, który nosiła w sobie Llorona.

Łzy na pięciolinii

Jednak postać Llorony najbardziej wypromowała muzyka. Różne gatunki muzyczne, różni muzycy, różny klimat, różne dźwięki. Różnorodność i bogactwo w całej pełni! Wysłuchałem wiele z nich. W większości linia melodyczna ta sama, ale interpretacyjna możliwość pozostawia przestrzeń do osobistej, emocyjnej interpretacji poszczególnych artystów, co tworzy wyjątkowy klimat każdego utworu. Warto posłuchać utworu chociażby w wykonaniu Carmen GoettAngela Aguilar , Jason Fountain , Eder PullHammer , Santa OscuridadFrank LeyraAndrew Larrañaga , Lilia DownsNatalia Lafourcade. W Meksyku klasykiem stała się jednak wersja w wykonaniu Chavely Vargas, którą znajdziecie poniżej.

29/09/2023

Policyjne tango

Buenos dias!

Ogólnodostępny numer policji meksykańskiej to 911. Jednak nie do końca pewne jest, że nawet w sytuacji zagrożenia życia, przyjadą w porę. System policyjny w Meksyku istnieje. Jak w każdym kraju powinien on być gwarancją spokoju społecznego i bezpieczeństwa każdego obywatela oraz każdego, kto przybywa do państwa. Czy tak jednak jest? Jakie problemy ma policja w krainie kaktusów i tequili? O tym dzisiaj na blogu.

Estado fallido

Brak bezpieczeństwa jest jednym z podstawowych problemów Meksyku. Niepokojące jest, że nie maleje on, ale z roku na rok zatrważająco wzrasta. Nie jest to już jedynie przemoc związane z przechodzącą przez Meksyk linią przerzutową kokainy z Kolumbii do Stanów Zjednoczonych, ale z powstawaniem licznych zorganizowanych grup przestępczych trudniących się np. kradzieżami, porwaniami, okupami, handlem ludźmi, itp. Ciche przyzwolenie rządu na taki stan rzeczy, obojętność i korupcja sprawiają, że nie ma skutecznej kontroli (ba, nie ma żadnej!) ani stanowczego przeciwdziałania przemocy. Bazuje ona na strachu. W przypadku Meksyku posiada on swoje uzasadnienie, gdyż zabójstwa potencjalnych oponentów z ich całymi rodzinami znajdują się na porządku dziennym. Dlatego, od końca 2008 r. amerykańskie służby CIA w swoich raportach określiły terytorium Meksyku jako „państwo upadłe (stracone)” – Estado fallido, gdzie rząd utracił całkiem kontrolę nad sytuacją i gdzie królują zorganizowane grupy przestępcze, przez co ludność staje się coraz bardziej pozbawiona bezpieczeństwa, także ze strony rządu i policji, i dlatego obydwie instytucje straciły całkiem zaufanie społeczne.

Gdzie jest policja?

- to pytanie zadaje mi wielu moich europejskich znajomych. Całkiem słuszne. Ale jedynie z perspektywy zdumionego całkowitym bezprawiem Europejczyka, który zupełnie nie wyobraża sobie nawet tutejszej rzeczywistości i problemów, jakie napotyka w przestrzeni społecznej, która przekłada się na sprawę bezpieczeństwa publicznego. Policja meksykańska, owszem, jest. Posiada swoją strukturę i systemy działania. Jednak właściwszym pytaniem jest to o realny sposób oraz efekty jej funkcjonowania. A patrząc na nie, wydaje się, jakby jej w ogóle nie było.

Ludzie nie czują się bezpieczni, nawet gdy formalnie policja jest obecna w miasteczkach i miastach, gdzie żyją. Dostrzegają jej słabość i bezsilność w walce z przestępczością zorganizowaną. Albo bierność. Nie szuka się zaginionych, porwanych, nie identyfikuje zamordowanych. Nie robią one żadnego wrażenia, są jedynie bezimiennym, kolejnym numerem w drastycznie wzrastającej liczbie ofiar.

W szeregu – zbiórka!

Struktura meksykańskiej policji jest rozbudowana głównie wg rodzaju działalności, którą zajmują się poszczególne jednostki służbowe policjantów. Zgodnie z Modelem Narodowym Policji i Sprawiedliwości Obywatelskiej (Modelo Nacional de Policia y Justicia Civica) na poziomie państwowym znajdują się cztery rodzaje policji: Prewencyjna (Policías Preventivos), Ministerstwo Publiczne (Ministerio Público), Policja Dochodzeniowa (Policías de Investigación) oraz Funkcjonariusze Straży i Aresztu (Oficiales de Guarda y Custodia). Ponadto wramach powyższych struktur istnieją mniejsze departamenty trudniące się określonymi zadaniami, np. policja cybernetyczna.

W obrębie bezpieczeństwa publicznego, które odpowiada bezpośrednio za bezpieczeństwo obywateli, wyróżnić można siedem typów policji: Gwardia Narodowa (La Guardia Nacional), Prokuratura Generalna Republiki (Fiscalía General de la República), Federalna Agencja Dochodzeń Kryminalnych (La Agencia (Federal) de Investigación Criminal), Policja Stanowa (Policías Estatales), Prokuratura Stanowa (Fiscalías Estatales), Policja Ministerialno-Stanowa Służb Penitencjalnych (Policías Ministeriales Estatales-Servicios Periciales), Policja Miejska (Policías Municipales). Już po nazwach poszczególnych jednostek można domyśleć się, jaki jest ich zakres działania, na wszystkich trzech obszarach: narodowym, stanowym oraz miejskim.

Gdzie leży pies pogrzebany?

Meksykanie doskonale wiedzą o korupcji policjantów. Wiele spraw, wykroczeń można pominąć bez oficjalnego mandatu lub innych konsekwencji. Wystarczy rzucić hasło: "Nie da się tego inaczej załatwić?" Czasami policjanci sami podprowadzają do tego zapytania poprzez różne sugestie. To dodatkowe, aczkolwiek nielegalne i niechlubne źródło ich dodatkowych dochodów, bo pensja policjanta jest faktycznie niewielka, a jak mówią – "Z czegoś trzeba utrzymać rodzinę".

Niektórzy potajemnie współpracują z kartelami, działając na ich korzyść. Wydaje się, że to filmowa fikcja oglądana w filmach kryminalnych, ale to sytuacja często spotykana. Poznałem rodziny, w których ktoś niewinny został wrobiony przez policję i spędza czas w więzieniu. Sfałszowane dowody, świadkowie... Oczywiście, nie można tych procederów przypisać każdemu policjantowi. Są też tacy, który starają się sumiennie wypełniać swoją służbę. Niełatwą, bo praktycznie w każdym momencie ryzykują swoim życiem. Policyjny uniform nie budzi w przestępcach respektu czy strachu, ale wyzwala agresję, która przeradza się w czyny. Stresujący tryb życia wymaga wiele wewnętrznej siły, żeby nie szukać ulgi i ucieczki w używkach. To, co w europejskim klimacie też się zdarza, w meksykańskim jest nasilone przynajmniej kilkakrotnie.

Istotnym problemem w niektórych stanach jest brak policjantów. Istnieją gminy, gdzie nie ma ich w ogóle (istnieje aż 650 takich gmin). A cała reszta ma tak niewielką ich liczbę, że gmina nie jest w stanie zapewnić odpowiedniej opieki mieszkańcom. Ten problem dotyczy takich miejsc, jak Camargo, Tampico, San Carlos, Palmillas, Ocampo, Miguel Alemán, Méndez, Guerrero, Casas, Bustamante, Tamaulipas. Zacatecas, Campeche, Durango oraz Veracruz. 

Policja drogowa nie czai się w krzakach z radarami, nie ma także automatycznych pomiarów szybkości przy drogach. Kontrole drogowe dotyczą raczej sprawdzenia dokumentów pojazdu i prawa jazdy. Czasami tego, co się przewozi – jeżeli ładunek wydaje się podejrzany. Zazwyczaj kierowca pytany jest o cel podróży. Służby miejskie pilnują czasem miejsc postojowych. Z zaparkowanego w złym miejscu pojazdu zdejmowane są tablice rejestracyjne, które można potem odzyskać na komisariacie, oczywiście po zapłaceniu mandatu.

Legalny przestępca

Wielu jeździ bez tablic. W stanie Morelos trudno rozeznać, kto jeździ bez nich legalnie a kto nie. Gdyż... można się tutaj poruszać legalnie, bez żadnych tablic! Przez 4 miesiące miałem i ja ten przywilej, dosiadając mojego chopera Thunderstar. Po prostu, kryzys i złe administrowanie stanowe doprowadziło do sytuacji, że kierowcy, po uiszczeniu opłat, dość zawiłej biurokracji, otrzymywali... tablicę elektroniczną, ważną 3 miesiące. Była to wydrukowana kartka papieru. Więc regularnie, wiele razy zatrzymywano mnie do kontroli (jako, że poruszałem się w centrum, bardzo c, rekordem były 3 zatrzymania w ciągu tygodnia!). Dla mnie była to okazja do pogadania z policjantami i sprawdzenia, czy rzeczywiście są niemili w traktowaniu, skorumpowani... Wcześniej, podczas moich pobytów w Meksyku, miałem kilka ciekawych doświadczeń potwierdzających ten fakt. W Morelos jednak wszystkie spotkania okazywały się przyjazne.

  • Joven, donde hay la placa? (Młodzieńcze, a gdzie masz tablicę?)

  • Mam i nie mam – odrzekłem. Zdziwione, pytające spojrzenie wpatrzonego we mnie starszego wiekiem funkcjonariusza, po którym zapadła cisza. Pytająca cisza.

  • mam elektroniczną. Wirtualną. Niematerialną, chyba, że kartka papieru to jednak nie kartka, ale tablica. Chociaż jej wcale nie przypomina.

  • Pokaż. I prawo jazdy.

  • Wyjmuję z plecaka kartkę/tablicę oraz mojej włoskie prawo jazdy. Policjant zaledwie rzucił okiem na dokumenty.

  • Kartka powinna być przylepiona na motocyklu.

  • Ale tutaj na niej wyraźnie jest napisane, że pozwala mi ona jeździć bez tablic. Więc... nie jest tablicą. Poza tym, podczas deszczu, wiatru, ona po prostu, nawet gdy przylepiona bezbarwną taśmą, odpada. Więc jeżdżę bez, jak mi to gwarantuje dokument. Nie ma na nim wydrukowanego wskazania, że ma być widoczna czy przypięta do pojazdu.

  • Masz rację. W sumie po takiej argumentacji nic nie mogę powiedzieć – powiedział oddając mi dokumenty.

  • Dobrego dnia! I spokojnej służby...

Ps. Po trzech miesiącach wreszcie dostałem metalową tablicę. Skończyły się zatrzymania. Ale... kolejne 6 miesięcy kazano mi czekać na tarjeta, czyli plastikowy dowód rejestracyjny. Więc z zastępującą go kartką papieru w plecaku nadal muszę jeździć.


Chwiejnym krokiem

  Buenos dias! Alkoholizm jest chorobą, która bazuje na uzależnieniu od alkoholu. Staje się problemem wpisywanym w poziom zdrowia publiczne...