Buenos dias!
15
września to dzień wyjątkowy w kalendarzu Meksykanów. Wokół tej
daty hucznie celebruje się tzw. Fiestas Patrias. Czas ten
związany jest więc z takimi słowami, jak: naród, duma, rasa,
ojczyzna, niepodległość i patriotyzm. Nawet pomimo coraz bardziej
widocznego kryzysu społecznego, braku perspektyw oraz ogromnego
wzrostu przestępczości, tego dnia Meksykanie czują się
zjednoczeni i dumni z faktu, iż przynależą do narodu posiadającego
swoje bogactwo kulturowe i historyczne, a nade wszystko własną
tożsamość.
Proboszcz
zmęczony hiszpańskim oddechem
Symbolicznym,
centralnym punktem dorocznych obchodów tego wrześniowego święta
narodowego jest Grito de Independencia (Okrzyk
Niepodległości). To pamiątka rozpoczęcia rewolucji przeciwko
rządowi hiszpańskiemu, który od czasów kolonialnego podboju
panował na ziemi meksykańskiej. Proboszcz Miguel Hidalgo y Costilla
wczesnym rankiem 16 września roku 1810 ciągnąc za sznur dzwona na
wieży kościoła w niewielkim miasteczku Dolores zwołał
mieszkańców, którzy uzbrojeni w co popadło, ruszyli w kierunku
stolicy, protestując przeciwko dominacji Hiszpanów (tak naprawdę w
dzwon uderzał ówczesny
dzwonnik parafii, José Galván, a w międzyczasie Hidalgo zwoływał
zgromadzenie). W rzeczywistości, chociaż data
tego pospolitego ruszenia została przyspieszona (z uwagi na zdradę
dokonaną w szeregach konspiratorów), wydarzenie to było planowane
przez Hidalgo wcześniej. W grupie rebeliantów byli m.in.
generałowie Ignacio Allende, Juan Aldama i Mariano Abasolo.
Oficjamnie rozpoczęta w Dolores rewolucja, jak to bywa tocząc się
zawiłymi drogami, zakończyła się 27 września 1821 r. Niestety,
Miguel Hidalgo nie doczekał tego czasu. Jak wielu bohaterów
narodowych zrywów wolnościowych został pojmany i skazany na
rozstrzelanie w Chihuahua przez swoich wrogów (a konkretnie
Ejercito Realista) 29
lipca 1811 r. W rękopisie przechowywanym przez Instituto
Nacional de Antropología e Historia
(INAH) zachowały się jedne z ostatnich słów Hidalgo: „Nie
współczujcie mi, wiem, że to mój ostatni dzień, mój ostatni
posiłek i dlatego muszę się tym cieszyć. Jutro już mnie tu nie
będzie. Myślę, że tak będzie najlepiej. Jestem już stary i
niedługo zaczną się pojawiać moje dolegliwości, wolę więc tak
umrzeć niż w szpitalnym łóżku”.
Skrzydlaty
pomnik
Kiedy
umierają bohaterowie, rodzi się tradycja. O niej przypomina
chociażby wrosły w klimat Miasta Meksyk pomnik upamiętniający
niepodległość, tzw. Angel
de Indipendencia,
autorstwa architekta Antonio Rivasa Mercado. Brązowy, umieszczony na
wysokiej kolumnie (36 m!) posąg anioła to symbol narodu „silnego
na wojnie i łagodnego w czasie pokoju”. Figura zwana powszechnie
aniołem, tak naprawdę przedstawia grecką boginię zwycięstwa
Nike. Monument zawiera w sobie doczesne resztki czternastu bohaterów
wojny o niepodległość (Miguel Hidalgo y Costilla, José
María Morelos y Pavón, Ignacio Allende, Juan Aldama, José Mariano
Jiménez, Guadalupe Victoria, Vicente Guerrero, Nicolás Bravo,
Mariano Matamoros, Andrés Quintana Roo, Leona Vicario, Francisco
Javier Mina, Pedro Moreno, Víctor Rosales).
Okrzyki
i w dzwon walenie
Już
w roku 1845 prezydent Antonio Lopez de Santa Anna oficjalnie
sprawował po raz pierwszy w historii ceremonię okrzyku, jako hołd
pamięci bohaterskiego proboszcza Hidalgo oraz innych bohaterów
walczących o niepodległość. Od tego czasu dorocznie, 15 września
o godz. 23.00 każdy kolejny prezydent kraju wychodzi na balkon
pałacu prezydenckiego mieszczącego się na głównym placu Zocalo w
stolicy, uderza w dzwon i wykrzykuje szereg imion bohatrów
rewolucji. W poszczególnych stanach podobne okrzyki wznoszą
gubernatorowie, dając znak do wielkiego świętowania. A wierzcie
mi, naprawdę jest ono eksplozją radości. Tequila leje się
litrami, tańce, krzyki i wspólne śpiewy narodowych, patriotycznych
hitów, huki petard oraz sztucznych ogni, a w niektórych miejscach
strzały z broni palnej.
Miałem
okazję wielokrotnie uczestniczyć w obchodach wrześniowych świąt
niepodległościowych. Także na stołecznym Zocalo. Niesamowite
wrażenie, niepowtarzalne i jedyne na całym świecie. Jest nieco
ryzyka, bo w wypitych, rozgrzanych wzniosłymi hasłami ludziach
odzywa się czasem za bardzo duch patriotyzmu, i są gotowi walczyć
z każdym, kto nie przypomina Meksykanina. To potencjalny wróg.
Urojony, ale wróg. Odwaga po alkoholu wzrasta. Jest na to jednak
metoda: na przyulicznych straganach można się zaopatrzyć w ogromne
sombrero, na nos włożyć trójkolorowe okulary a pod nos nakleić
gęstego, fantazyjnego, sztucznego wąsa, który to gadżet również
widziałem w ulicznej sprzedaży.
Mnie
nie spotkała żadna nieprzyjemność, wręcz przeciwnie. Sympatia z
wielu stron. Chociaż zawsze uczestniczyłem w tych wydarzeniach wraz
z moimi meksykańskimi przyjaciółmi. Po krzykach i toastach często
odbywają się koncerty. Niekoniecznie o brzmieniu patriotycznym.
Różne zespoły, różna muzyka. Ważne, żeby ludzie dobrze się
bawili. I żeby było głośno.
Pan
Octavio o ziomkach
Święta
narodowe to okazja, ażeby spojrzeć na tożsamość meksykańską.
Pisarz i myśliciel, laureat Nagrody Nobla Octavio Paz w swoim dziele
„Labirynt samotności” określa postać Meksykanina jako samotną.
Liczne fiesty to próba ucieczki przed tym stanem, który należy
pojmować w jego najbardziej egzystencjalnym wymiarze, a nie tylko
zewnętrznym odniesieniu. Samotność przypisuje nie tylko jednostce,
ale też wskazuje na jej wymiar wspólnotowy.
Meksyk
jest wypełniony rozmaitymi świętami, zarówno religijnymi, jak i
patriotycznymi. Paz wskazuje, że wrześniowe święta niepodległości
to doskonała okazja, żeby Meksykanie wykrzyczeli wszystko, co mogą
i chcą, podczas gdy poza tymczasem, przez pozostałą część roku
pozostawali pokorni i cisi.
Octavio
Paz sugeruje, że Meksykanin poszukuje pretekstu do jak
najczęstszego świętowania, co jest wynikiem poczucia swojego
osamotnienia. Kocha różne celebracje, zebrania publiczne,
zgromadzenia, na których jakby na nowo ładował swoją duszę.
Podczas świąt zdolny jest na chwilę przeskoczyć mur samotności,
aby w obecności swoich towarzyszy (współpatriotów) zostawić za
sobą na chwilę wszelki smutek oraz frustrację.
Te
refleksje Paz'a nie przeszkadzają Meksykanom być przekonanymi, iż
„być Meksykaninem znaczy mieć radość w sowim sercu i uśmiech na
twarzy” (Ser
mexicano es llevar la alegría en el corazón y una sonrisa en el
rostro).
Wielu
znajomych pyta mnie, co najbardziej urzekło mnie w Meksyku? Pytanie
bardzo ogólne, więc odpowiedź na nie jest trudna, gdyż musiałaby
być również bardzo ogólna, albo bardzo złożona. Ale z każdym
kolejnym dniem tutaj przeżytym mogę rzec, że są to ludzie. Bo „la
belleza de México está en sus paisajes, pero sobre todo, en su
gente”
(Piękno Meksyku kryje się w pięknie jego pejzaży, ale przede
wszystkim w jego mieszkańcach).