Buenos dias!Przemierzając
jukatańską trasę z Campeche do Merida, natknąć się można na
niewielkie miasteczko Pomuch. Słynie ono z kultywowanej tam po dziś
dzień pradawnej, majańskiej tradycji związanej z obchodami czasu
Dia de Muertos, który w całym Meksyku jest obchodzony w wyjątkowy
sposób. Dawne wierzenia oraz kultywowane tradycje przodków mieszają
się z tradycjami chrześcijańskimi, które w czasie kolonialnym
wcielali na ziemiach meksykańskich hiszpańscy konkwistadorzy.
Niech żyją umarli!
Dla nie wtajemniczonych turystów i obserwatorów z zewnątrz radosne i barwne obchody Dnia Zmarłych w Meksyku są tylko ciekawostką, jakimś spektaklem, czy też hucznym i kolorowym show. Zupełnie inne spojrzenie na to święto zyskuje się wtedy, kiedy ktoś poczyni trud poszukiwań jego korzeni oraz istoty. Kto spróbuje zrozumieć znaczenie Dia de Muertos zarówno dla kultury, społeczności, jak i pojedynczego człowieka. Barwne fotografie, plastyczne opisy w gazetach i sensacyjne, nasycone dynamiką filmy są jedynie pewną reklamą święta, za którym ukrywa się znacznie głębsze przesłanie. Dzisiejszy odbiorca zazwyczaj przyjmuje podawane efektywnie treści nie podejmując wysiłku ich weryfikacji. Poprzestaje na nich, nie szukając ich pogłębienia. A szkoda, bo w pięknie zdobionej skrzynce można czasami odnaleźć prawdziwy skarb, który potrafi nawet odmienić ludzkie życie.
Nadrzędnym elementem wspólnym dla wiary rdzennych Indian i chrześcijaństwa jest głęboka wiara w życie pośmiertne. To ona łączy synkretyczne obchody Dia de Muertos. Wiara ta była różnie wyrażana w rozmaitych rytuałach, zwłaszcza religijnych. Także pozostałe relikty świadczą o tym, iż wiara w nieśmiertelność przenikała wszystkie aspekty życia dawnych mieszkańców Mezoameryki, ich religię, kulturę, sztukę, itp. Mitologia wskazywała na istnienie podziemnego świata zwanego Mictlan, dokąd wędrują dusze po śmierci. Królestwo to miało swoich władców oraz określone warunki przedostania się tam. Stanowiło swego rodzaju miejsce przeznaczone dla umarłych. Obchodzony czas świętowania Dnia Zmarłych to czas przypominający o tej podstawowej prawdzie życia, które nie kończy się wraz ze śmiercią człowieka. Dla żyjących na ziemi to także okazja do wspomnienia i uczczenia bliskich zmarłych, którzy przebywają poza ziemskim światem. Takie pojęcie święta łączy indiańskie wierzenia z chrześcijaństwem, które od początku swojego istnienia podkreśla w swoim Credo wiarę w życie wieczne a także możliwość modlitewnej łączności ze zmarłymi. Dla potomków rdzennych ludów meksykańskich Dia de Muertos to czas odwiedzin ich zmarłych. Święto rodzinne, które wskazuje na bliskość łączącą ludzi. Nie przerywa jej nawet śmierć. Może tylko troszkę oddala? Na szczęście, tylko na chwilę. Bo przecież każdy człowiek przejdzie w pewnym momencie na tę drugą, nieznaną stronę życia.
Śmierć w ruchu
Majowie, podobnie jak pozostałe plemiona przedkolumbijskie, postrzegali nieuniknioną konieczność umierania jako coś włączonego w życie człowieka. Indianie mawiali: ah cimil u uilal uinic ca zihi (człowiek rodzi się, żeby umrzeć). Życie i śmierć były to dwie splecione ze sobą nierozerwalnie rzeczywistości, które stanowiły pewną zasadniczą część ich zbudowanego na zasadzie kontrastów świata: życie-śmierć, chaos-porządek, światło-ciemność, niebo-podziemie, męskość-żeńskość, świat społeczny-świat dziki. To wszystko tworzyło system oparty na dynamizmie kosmicznym. Życie i śmierć były siłami sakralnymi, które znajdują się pomiędzy niebem oraz podziemiem. Niebo łączyło się z cykliczną wędrówką najwyższego boga Słońce. Z nieba pochodzi także deszcz, który użyźnia ziemię, żeby ta żyła. Można rzec: Niebo to symbol królowania życia. Przeciwną funkcję spełniało Podziemie, przestrzeń ciemności i śmierci. To z niej przychodzą na człowieka choroby i wszelkie zło. Ziemia, która znajduje się pomiędzy Niebem i Podziemiem, zawiera w sobie zarówno życie, jak i śmierć, próbując utrzymywać pomiędzy nimi harmonię. Majowie proponowali przeżyć życie najlepiej, jak to możliwe, dopóki człowiek przebywa ze swoim ciałem na ziemi. Śmierć była pojmowana potocznie jako ciężar nałożony na ludzką istotę przez bogów. Majowie bezsprzecznie wierzyli w nieśmiertelność ducha. Bezpośrednio po śmierci ciała, w zależności od rodzaju śmierci (naturalna, ofiarnicza, w wypadku, utonięcie, itp.) ludzkie dusze przechodziły do służby bogom w różnych miejscach. Miejsce przebywania zmarłych Majowie nazywali Xibalbá, „Miejsce Wyblakłych”.
Odkurzanie kościotrupa
Pomuch jest najbardziej znanym miejscem, gdzie zachowała się prastara tradycja Majów dotycząca oczyszczania ludzkich kości. Ryt ten nazywany jest Limpieza de los Santos Restos, co można przetłumaczyć jako: „czyszczenie Świętych Pozostałości”. Jest to znak szacunku dla zmarłych przodków, symbol pamięci o nich i przywiązania. Oczyszczanie to posiada określony porządek, a więc jest to forma rytuału. Związany jest z czasem Dia de Muertos. Na niewielkim, miejscowym cmentarzu wydobywa się resztki kości zmarłych antenatów i z pomocą zestawu większych lub mniejszych pędzelków, dokładnie się je czyści. Ustalona jest nawet kolejność oczyszczania poszczególnych kości, począwszy od kostek stóp a skończywszy na czaszce. Całość wkłada się na powrót do niewielkich, drewnianych skrzynek, wcześniej wymoszczonych białymi, płóciennymi serwetami czasami przyozdobionymi haftowanymi wzorami. Procesowi temu towarzyszy skupienie oraz klimat indywidualnej, cichej modlitwy. Nie jest to jednak ścisłą regułą. Podczas czyszczenia wielu w rodzinnym gronie rozmawia i żartuje. W różnych kulturach na całym świecie taka czynność ukazuje wielką rolę procesu oczyszczenia duszy i zazwyczaj ma charakter ściśle religijny. Czystość jest potrzebna, ażeby wejść w nową, nieznaną rzeczywistość oraz stanąć jak najlepiej przygotowanym przed obliczem panteonu bóstw, czy Boga (co ma miejsce również w chrześcijaństwie). Oczywiście, dostrzec możemy wiele różnorakich form tego procesu oczyszczającego, które nawiązują do systemu wierzeń, codziennych praktyk religijnych, uwarunkowań kulturowych czy geograficznych.
Miałem okazję osobiście uczestniczyć w tej dawnej tradycji. Nie wydawała się czymś sensacyjnym ani dziwnym. Po prostu, był to inny niż powszechnie dzisiaj uznawany wyraz uhonorowania swoich zmarłych. Zadziwiało mnie z jakim pietyzmem jest celebrowany ten rytuał. Prawdopodobnie bezpośredni, dotykowy kontakt z resztkami bliskich dodatkowo zaspokaja w jakiejś mierze potrzebę żywego z nimi kontaktu, jest wyrazem tęsknoty za nimi, źródłem wspomnień i pamięci o wspólnie przeżytych, często bardzo radosnych (a wręcz żartobliwych) historii. Każda z najmniejszych nawet kostek dla czyszczących ją jest doskonale znana, wiedzą do którego zmarłego członka rodziny przynależała. Pytałem, słuchałem opowieści czyszczących, śmiałem się z nimi na wspomnienie komicznych wręcz sytuacji z życia, jakie każdy z nas posiada.
Pocmentarny deser
A do ciastka można poczytać chociażby fragment jednego z wierszy potomka Majów, poety Juana Alvarez Perez pt. El frio sudor de la esperanza („Zimny pot nadziei”), który porusza tak bardzo obecną w twórczości wszystkich poetów tematykę istnienia, przemijania oraz śmierci:
przychodzi światło
pociesza moją śmierć
moje ciało staje się wolne od rosy
w zimnej i rozgwieżdżonej nocy
(z tomu Jich ya xk'ayin te lajele, „Tak śpiewa śmierć”)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz