Buenos dias!
Na dość stromym wzgórzu w stanie Guerrero wznosi się urocze miasteczko Taxco de Alarcó. Typowy przykład pięknej architektury kolonialnej. W języku nahuatl nazwa Tlachco prawdopodobnie oznacza „miejsce, w którym gra się w pelota”, rytualną grę w piłkę.
Pueblo Magico
Już w czasach prekolumbijskich na tej górzystej ziemi Indianie wydobywali srebro, ale także inne surowce naturalne. Osada Tlacho wraz z pojawieniem się Hiszpanów w 1526 r. przekształciła się w ważny ośrodek górniczy. W roku 1529 Rodrigo de Castañeda, jeden z kapitanów wojsk Hernana Cortesa, oficjalnie ustanowił indiańską osadę miastem.
I chociaż dzisiaj nie ma już w pobliżu funkcjonujących kopalni, to tutaj liczni lokalni rzemieślnicy sprzedają w swoich sklepikach różnoraką, oryginalną srebrną biżuterię. Cenioną zwłaszcza za jej wysoką jakość próby 925 (92,5% srebra) lub 980 (98% srebra).
Konkwistadorzy (większość z nich była awanturnikami poszukującymi sławy i bogactwa na obcej ziemi) od samego początku poszukiwali na ziemi meksykańskiej cennych surowców, głównie złota i srebra oraz wartościowych minerałów. W XVI w. odkryto cenne złoża w Zumpango i właśnie w Taxco. Dzisiaj w Meksyku głównym, niepodważalnym liderem wydobycia srebra jest stan Zacatecas.
W starej kopalni
Nieczynna kopalnia przedkolumbijska, która dziś znajduje się pod hotelem Misión, miała duże znaczenie dla indiańskiej społeczności Chontales. Wydobywane z niej technikami rustykalnymi minerały stanowiły produkt wymiany handlowej, w zamian za kukurydzę, fasolę, płótno czy zwierzęta. Kopalnia jest ogólnodostępna do zwiedzania.
Kopalnia, którą państwo widzicie to właściwie jej część, do zwiedzania dostępna jest jedynie przestrzeń do głębokości 150 m. Przypuszcza się, że posiada jeszcze nieodkryte korytarze sięgające głębokości dwóch kilometrów. Kopalnia pochodzi z czasów przedkolumbijskich. W celu jej ochrony przed Hiszpanami jej wejście zostało starannie zamaskowane przez mieszkających tutaj Indian Chontales. Poprzez wieki nikt o niej nie wiedział. Dopiero w 2013 r., podczas prac przy fundamentach hotelu Posada de la Misión odkryto wejście do nieznanej kopalni.
A gdzie tutaj znajdują się złoża srebra?
Niestety, nie są dostępne. Widać były to stosunkowo niewielkie zasoby. Ale za to jest mnóstwo innych minerałów, takich jak cynk, żelazo, kwarc, ołów i... złoto.
Prawdziwe złoto? - zapytuje dziewczyna z Puebla.
Tak. Na pierwszy rzut oka nie widać, ale dookoła wszystko jest pod kontrolą. Właśnie z powodu obecności tego złota.
Taka ukryta kamera. Czyli, że mamy się uśmiechać, by dobrze wypaść na filmie? - wtrącam, rozglądając się uważnie wokół i wypatrując ukrytych kamer.
Przewodnik prowadzi nas do sporej skały. Wyjmuje z kieszeni niewielką latarkę i kieruje ją na rozpościerającą się przed nami sporą ścianę. Teraz widać jej żółtawy kolor.
Złoto jest minerałem. Może mieć różne odcienie kolorystyczne: biały, zielony, różowy... Najrzadziej spotykane jest złoto fioletowe. Jest jednak dość kruche, więc nie nadaje się do wyrobu biżuterii.
A ja myślałam, że złoto ma po prostu kolor złoty! - zdziwionym tonem dodaje dziewczyna, wyraźnie zainteresowana tematyką złota. Cóż, kobiety lubią błyskotki. Ale przy okazji i ja dowiem się czegoś ciekawego.
Jeżeli nie macie metalowych paznokci albo zaostrzonych pierścionków na palach, możecie dotknąć tej skały, z myślą, że trzymacie w ręku dwieście milionów dolarów. Tyle warta jest bowiem ta skała. Dla większości to jedyna okazja przez chwilę mieć świadomość bycia milionerem.
Dotykam skały. Nie mam żadnych mistycznych doznań ani ekscytujących uniesień. Skała, jak skała. Nieco wilgotna i chropowata. Jak każda inna. Nawet przetworzone złoto nie wywołuje we mnie ekscytacji. Bardziej cenię sobie wyroby ze srebra. A wartość kruszcu jest zawsze umowna i wymyślona przez ludzi. Bo pod względem składu chemicznego i zastosowania oraz przydatności w życiu, jest wiele dużo cenniejszych minerałów.
Perła meksykańskiego baroku
Na szczęście mogłem podziwiać świątynię w całkowitej ciszy, gdyż akurat nie było tłumu turystów. Lubię usiąść samotnie wśród piękna, czy to natury, czy dźwięków, czy architektury i skierować moją myśl ku Stwórcy. A właściwie to próbuję wyłączyć nawet myśli i zatopić się w czeluści odczuwania Obecności.
Słomkowy eliksir pani Berty
Nieco czasu na spacerze po wąskich i krętych uliczkach Taxco. Dziesiątki sklepów jubilerskich i z wszelkiego rodzaju pamiątkami związanymi z Taxco. Po zejściu i wejściu na szczyt wzniesienia, gdzie znajduje się zócalo: centralny, nieduży rynek miasta, kieruję moje kroki do mieszczącego się na nim baru. Chcę spróbować kultowego napoju tego miejsca, który nazwano od imienia jego twórczyni, niejakiej Berty. W Taxco jest powiedzenie, że „kto przybył do Taxco i nie spróbował choć jednej Berty, to tak jakby nigdy nie był w tym srebrnym mieście” (El que ha venido a Taxco y no ha probado una Berta, es como si nunca hubiera estado en esta ciudad plater)
Kantyna u Berty jest typowym przykładem kantyny meksykańskiej, choć wyglądem przypomina pub. Niegdyś był to zapewne lokal, w którym przesiadywali do późna lokalni mężczyźni i raczyli się alkoholem. Może była to nawet miejscowa speluna, pełna śpiewu, krzyków i wysokoprocentowych trunków. Dzisiaj to przytulne miejsce, które ma jednak swój charakter. Wystrój na bazie drewna, naścienne malunki i pomiędzy nimi oprawione w drewniane ramki stare, czarno - białe fotografie bohaterów meksykańskiej historii i kultury. Za wysoką ladą dwie młode dziewczyny. Indiańska uroda świadczy, że są stąd. W dodatku bliźniaczki.
Poproszę „Bertę”, rzecz jasna! Chyba ją tutaj macie... - mówię zdecydowanym głosem, zbliżając się do lady.
Jasne! Powiem więcej: to tutaj powstała. Właścicielka tego lokalu Berta Estrada po raz pierwszy przyrządziła ją w latach trzydziestych ubiegłego wieku.
Miała przepis, czy improwizowała? Jedno jest pewne: miała na kim wypróbować swój specyfik... Jak widać, przeszedł testy pozytywnie.
Bliźniaczki w tym samym czasie uśmiechnęły się uroczo identycznym uśmiechem.
Przepis nie jest chyba sekretem. A nawet jeśli, możecie mi go zdradzić? Albo dobra, sam popatrzę, jak się przyrządza ową słynną „Bertę”.
To nie jest tajemnica. A przepis jest bardzo prosty. Miesza się trzy składniki: tequilę, limonki i miód.
Przecież to każdy potrafi zrobić sam, w domu! Dlaczego więc to napój szczególny? - pytam, choć chyba znam już odpowiedź.
Lokalne napoje i potrawy są wyjątkowe, gdy spożywa się je w miejscu; na ziemi na której wyrosły. Otoczenie i klimat przekładają się na niepowtarzalny smak spożywanych w nich potraw i napojów. Mam na to wiele dowodów.
Trunek był rzeczywiście dobry, jego sekretem bez wątpienia były odpowiednie ilości dobieranych składników. Dominacja choć jednego z nich zniszczyła by jego wyjątkową kompozycję smakową. Wypiłem jedną porcję, bo każda kolejna mogłaby zakłócić mój wieczorny powrót do domu. Do przejechania motocyklem ponad 80 km po górskich, krętych drogach, zgodnie z niezgodnymi zasadami jazdy meksykańskiej.
Mimo wszystko warto!