Buenos dias!
Zdrowie nie jest tylko sprawą choroby, ale także umiejętnością jej zapobiegania, wzmacniania organizmu i troski z pomocą specjalistów przez całe swoje życie.
Nieco statystyki
System zdrowotny w Meksyku zasadniczo składa się z trzech głównych elementów: 1. systemu ubezpieczenia społecznego mającego swój fundament w zatrudnieniu, 2. obsługi ubezpieczenia publicznego dla nie ubezpieczonych, 3. sektor prywatny złożony z ubezpieczalni nie przypisanych sektorowi publicznemu, np. fabrykanci i dystrybutorzy sprzętu medycznego i produktów farmaceutycznych.
Zdrowie dla bogatych
Centralnym składnikiem tego, co nazywamy „kapitałem ludzkim” jest także zdrowie. Patrząc na sprawę opieki zdrowotnej ze strony państwa możemy rozpoznać skalę wzrostu ekonomicznego oraz ubóstwa. Zdrowie wymaga wzrostu ekonomicznego, poprzez następujące mechanizmy: posiada pozytywny wpływ na rozwój dzieci i produktywność pracowniczą dorosłych, obniża spadek produkcji u pracowników oraz obecności szkolnej dla dzieci podległych chorobom. To niektóre elementy wpływające na błędne koło meksykańskiego systemu zdrowotnego. Problemem powinna zająć się odpowiednia organizacja rządowa, mająca jego pełne poparcie i pomoc, które wypracowałaby odpowiedni system chroniący zdrowie, a poprzez to i życie obywateli, zwłaszcza tych pozbawionych jakiejkolwiek pomocy. Tylko, że o ubogich nikt się nie troszczy.
Hotel czy noclegownia?
Mam doświadczenie z Campeche, gdzie miałem pod opieką duszpasterską hotel „San Jose” mieszczący się przy szpitalu w samym centrum tego sporego miasta. Hotel, to zbyt dużo powiedziane. Dwa niewielkie pomieszczenia oraz nieduża kaplica pomiędzy, gdzie każdego tygodnia (i czasem w tygodniu) sprawowałem Msze. Te dwa pomieszczenia przeznaczone były dla ubogiej ludności, głównie Indian, którzy nie mieli gdzie spać, a musieli spędzić jedną lub kilka nocy, ze względu na dializy nerek, albo towarzyszyli swoich bliskim, którzy znaleźli się w szpitalu. Jedno pomieszczenie dla mężczyzn, drugie dla kobiet. Surowe, nieotynkowane ściany, a przestrzeń przecinały rozwieszone hamaki. Choć część przybywających ludzi nie musiała spać pod szpitalem... „Hotel” ten miał swoich sponsorów, bogatszych mieszkańców miasta, którzy wspomagali jego istnienie swoimi środkami. Rodzaj wolontariatu. Takim człowiekiem był np. Manuel, sympatyczny właściciel niedużej restauracji w centrum. Zaofiarował się pomagać, kiedy jego żona zmarła na raka. Czuł się, pomimo licznej rodziny, samotny i chciał pomagać. Tak znalazł się wśród sponsorów hoteliku. I wiele innych, pięknych osób. Na stałe mieszkały też tam siostry, dwie z Indii i jedna Meksykanka.
Podszpitalne koczowisko
Od kiedy pojawiłem się w Cuernavaca, pomimo sporej odległości od szpitali, nagle wielu ludzi z różnych rejonów miasta prosiło, żebym jechał do ich chorych. Byłem już w trzech szpitalach. Nigdy nie odmawiam. Ludzie cierpiący oraz chorzy potrzebują najbardziej wsparcia i poczucia, że nie są sami. No, to jeżdżę...
Główny szpital w Cuernavaca (Hospital General de Cuernavaca) nosi nazwę „Dr, Jose G. Parres”. Potocznie nazywany jest „Parres”. Ogromny,, wysoki, nowoczesny budynek. Wokół niego, przy ścianach koczują ubogie rodziny z okolic. Śpią na chodniku, jakimś kawałku kartonu, czasem wyblakłym kocu. Miejsce to tętni swoim życiem. Małe dzieci na boso biegają wokół, nie za bardzo wiedząc, co tutaj robią. Zmęczeni drogą śpią w najlepsze. Trzeba tylko uważać na złodziei, którzy uzbieraną z trudem jakąś kwotę pieniędzy z chęcią sobie przywłaszczą. Bez żadnych skrupułów i wyrzutów sumienia. „Przecież też muszą jakoś żyć” – mawiają. Zmęczenie psychiczne sytuacją podwaja zmęczenie fizyczne. Niektórzy przyjechali z odległych wiosek.
Jakaś organizacja wolontariatu dostarcza kanapki. Nie wystarcza dla wszystkich, ale zawsze coś. Niektórzy korzystają z ulicznego jedzenia. Jego sprzedawcy niewielkimi środkami przyrządzają tortillę w różnej postaci, z tradycyjnymi dodatkami. Tacos, quesadillas, sopas... Kto co lubi.
Jestem tutaj po raz kolejny.
Transformersy przed szpitalem
Pierwszy raz wezwano mnie do umierającego trzydziestolatka, na terapię intensywną. Stan bardzo ciężki. Wypadek. Przed szpitalem, jak i poprzednim razem, kilku policjantów w całkowitym uzbrojeniu. Kamizelki kuloodporne, ciężkie hełmy a w rękach karabiny maszynowe. A to tylko szpital... Ażeby wejść, trzeba kilka razy się legitymować, czasem zostawiać swój dowód tożsamości. Należy też mieć specjalne zaproszenie rodziny i zezwolenie na wejście. Dzisiaj zrozumiałem, dlaczego tyle trudu z dostaniem się do chorych.
Rodzina prosiła, żebym udzielił namaszczenia prawie dziewięćdziesięcioletniemu Santosowi. Od tygodnia jest nieprzytomny. Spojrzałem na urządzenia. Stan stabilny. Udzieliłem absolucji i namaszczenia. W tym samym pokoju był jeszcze jeden młody mężczyzna. Sieć kabli i węży od kroplówek roztaczał się nad nim jak pajęcza sieć. Przytomny. Wewnętrzny głos mówi mi: Idź do niego!
Może chciałbyś się wyspowiadać? - zapytuję.
Nieco zmieszany, a może zdziwiony, odpowiada:
Dobrze, padre!
Biorę krzesło i siadam blisko. Przed spowiedzią zapytuję o jego sytuację
Długo już tu jesteś?
Nie, przywieźli mnie z innego szpitala, tutaj chociaż miłe pielęgniarki
Jakaś przewlekła choroba? - zapytuję patrząc na spętaną sieć kroplówek i kabelków od jakiegoś medycznego aparatu. Prawdopodobnie badającego akcję serca.
Nie. Trzy kule w piersi, jedna w nogę...
Dopiero teraz zwróciłem uwagę na zabandażowaną lewą stopę młodzieńca.
Nieźle. Pewnie przypadek?
Pech.
Przypadek to byłby, gdyby go trafiła jakaś zbłąkana kula. Nieodpowiedni czas i miejsce. Jednak trzy kule w pierś i jedna w nogę, to nie przypadek. Ktoś celowo chciał chłopaka zabić albo uczynić inwalidą. Może być ofiarą, ale może być uczestnikiem porachunków gangów.
To jednak nie ma teraz znaczenia. Rozpoczynając spowiedź, wszyscy jesteśmy tacy sami przed Bogiem. Tak samo grzeszni. Różni nas jedynie rodzaj grzechu. Nie ma gorszych i lepszych. Miłosierdzie ogarnia wszystkich. Jeżeli szczerze pragniemy zmienić nasze życie.
Rozwiązanie zagadki
Teraz zrozumiałem nieco obecność uzbrojonych żołnierzy. Zdesperowany człowiek w obronie rodziny gotów jest na wiele. Nawet na siłowe wtargnięcie do szpitala. Obecność i widok takiej ochrony odstrasza. Po drugie, do publicznego szpitala zwożeni są różni ludzie. Mogą to być cudem uratowane osoby, na których życie czyhano. Szpital może być dla nich ratunkiem, ale również miejscem, do którego wrogowie mogą chcieć przybyć, żeby wykonać swój cel. Albo odwrotnie: przywożeni są delikwenci, których koledzy z gangów z chęcią by wyzwolili z rąk policji. Szpital to dobre do tego miejsce. A życie kręci się dalej... Zawsze do przodu.
Na osłodzenie tematu, zawsze miło posłuchać studentów medycyny, jak czasem sobie podśpiewują...
Już się bałem, że Padre zdradzi tajemnicę spowiedzi. Znakomity tekst. Ciekawy dla nas Europejczyków ciągle niezadowolonych z Publicznej Służby Zdrowia. Serdecznie pozdrawiam. Marek Maken ALE
OdpowiedzUsuńDziękuję. Przestrzeń duchowa każdego człowieka wymaga szacunku, spowiedź pozostaje miejscem i szansą na spotkanie z miłosierdziem Ojca. Pozdrawiam serdecznie, dzięki za lekturę i komentarz, Marku. Bless
UsuńDzięki....super tekst! Uważaj na siebie Padre🥰
OdpowiedzUsuńNiech Bóg błogosławi
OdpowiedzUsuń